Przejdź do głównej zawartości

Lwów – miasto utracone


Józef Maria Ruszar
Miasto utracone




ruszar
Józef Maria Ruszar
fot. Iwona Grabska

Miasto jest ważnym motywem w twórczości Herberta, trzeba jednak mieć na uwadze, że występuje w kilku rolach, nie licząc zwyczajnego przywołania konkretnych miejsc pobytu. Bywa także, że miasto, zwłaszcza pisane z dużej litery, jest synonimem Polski, narodowej wspólnoty, jak to się dzieje w poemacie „Raport z oblężonego Miasta”.
A czym jest „miasto utracone”? Występuję w dwóch postaciach. Jest to zburzona Warszawa, popowstaniowe ruiny i ten rodzaj metaforycznego istnienia stolicy poeta przywołuje przede wszystkim w swym pierwszym tomiku wierszy, zatytułowanym „Struna światła”. Same tytuły wskazują na historyczny kontekst, jak „Czerwona chmura” lub „Cmentarz warszawski”, choć nie brak odniesień do archetypowej zagłady w wierszu „O Troi” – wielkim symbolu wszystkich miast podbitych i obróconych w proch. Mowa, oczywiście, o współczesnym Ilionie, którego nie mogli obronić potomkowie Hektora. Później, w „Prologu” z tomu „Napis” jeszcze raz pojawi się złowieszcze widmo powstańczej Warszawy:

Puste miejsce
lecz wciąż ponad nim drży powietrze
po tamtych głosach.

Ale istnieje w poezji Herberta jeszcze jedno utracone miasto, choć jego przywołanie jest jeszcze bardziej zmysłowo-bolesne: Lwów. 

Lwy 04

Kresowa stolica żyje życiem tak utajonym, że nie przez wszystkich została dostrzeżona. W filmie o Lwowie Herberta, zatytułowanym „Śladami Zbigniewa Herberta po Lwowie”, jedna z heroicznych Polek-Lwowianek skarży się, że największy poeta, jaki urodził się w jej mieście, „tak późno sobie o nim przypomniał” i „mało o Lwowie napisał”. Czuć w tej skardze wielki ból, a nawet zarzut. Niesłuszny.

Nie chodzi tylko o to, że wspomnienie rodzinnej miejscowości musiało być męką i – być może – trudno było dotkliwe emocje przetworzyć w dzieło sztuki. Nie wchodząc w kwestie psychologii twórczości, zauważyć trzeba, że podskórnie Lwów żyje w wierszach poety od pierwszego do ostatniego tomiku wierszy, a jego nadzwyczajny status polega na tym, że jest jedynym miastem na świecie, które obywa się bez nazwy. Jest „miastem bez imienia”, tak jak o Warszawie pisał Baczyński („Bez imienia”), a Miłosz o Wilnie („Miasto bez imienia”). Pomińmy trzy pierwsze wiersze debiutanckiego tomu: „Dwie krople”, „Dom” i „Pożegnanie września”, które przywołują początek wojny. Wprawdzie z konieczności odnoszą się do ówczesnego miejsca pobytu, ale niewyraźnie, nie wprost. Natomiast czwarty wiersz tomu „Struna światła”, zatytułowany „Trzy wiersze z pamięci”, dramatycznie spowiada się z blokady wspomnienia o rodzinnym mieście i jego mieszkańcach:

żyjąc – pomimo
żyjąc – przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci.


To pamięć zawodzi. Pamięć jest w stanie przywołać zaledwie ułomki sytuacji, kalekie fragmenty miejsc. I zagładę, której synonimem jest utarta miasta, jak w Iliadzie. W wierszu nie ma mowy o tym, że miasto fizycznie ocalało. Ale jakie ma to znaczenie? Jak ocalało, skoro go dla wygnańców nie ma? Dlatego wiersz jest trochę niejasny, bo obraz Lwowa poniekąd nakłada się na zagładę Warszawy i tylko kilka napomknień – oczywistych dla mieszkańców Lwowa – bezbłędnie wskazuje na lokalizację. Jest to pośredni dowód na niegotowość poety do przetworzenia rzeczywistości w sztukę, wspomnienia w poetycki obraz, emocji w wiersz. Więcej prób znajduje się w drugim tomie poety, „Hermes pies i gwiazda”, ale i tu zaczyna się od wyznania niegotowości:

Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić
ogromne niebo mojej dzielnicy.


Wiersz „Nigdy o tobie” otwiera przepaść, jaka dzieli wspomnienie od realnego doświadczenia, które można powtórzyć. Te dwa światy żyją w innych realiach: dotyku materialnej rzeczywistości i wyobrażeniu zamkniętym pod powieką:

Nie opiszę nawet domu
zna wszystkie ucieczki i moje powroty
choć mały jest i nie opuszcza powieki zamkniętej.


Wydawałoby się, że to emocje – tyleż czułe, co bolesne, uniemożliwiają przekaz doświadczenia. Ale jest jeszcze druga przeszkoda: nieuleczalna sprzeczność między zmysłami a wyobraźnią, materią a widmem:



Chciałbym właściwie napisać o klamce furtki tego domu
o jej szorstkim uścisku i przyjaznym skrzypieniu
i choć wiem o niej tak wiele
powtarzam tylko okrutnie pospolitą litanię słów.


Język okazuje się zbyt kaleki, zanadto banalny i niewystarczająco ważki, by wyrazić oryginalną prawdę, jednostkowe uczucie, unikalny klimat miłości i żalu. Zamiast opisu mamy klęskę i cierpienie. I okazuje się, że jedynie język sennego marzenia, ze swą niejasnością i brakiem dopowiedzenia, może sprostać opisowi, który dlatego jest precyzyjny, że wzięty z kosmicznej wizji („Moje miasto”):

śniło mi się że idę
z domu rodziców do szkoły
wiem przecież którędy idę

po lewej sklep Paszandy
trzecie gimnazjum księgarnie
widać nawet przez szybę
głowę starego Bodeka

chcę skręcić do katedry
widok się nagle urywa
nie ma dalszego ciągu
po prostu nie można iść dalej
a przecież dobrze wiem
to nie jest ślepa ulica.

Dlaczego tylko sen może opowiadać o „moim mieście”? Bo i sen i rodzone miasto należą do tej samej rzeczywistości bytów nierealnych – nie istniejących, bo utraconych. Tylko sen może łączyć aptekarską precyzję konkretu z jednoczesnym rozpłynięciem się rzeczywistości w jakieś mgławicowej nieokreśloności. To tak jak dla Adama i Ewy nie istnieje już Raj, a tylko ból po stracie:

ocean lotnej pamięci
podmywa kruszy obraz

w końcu zostanie kamień
na którym mnie urodzono

co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta.

Nie ma powrotu i nie ma realiów, choć wydaje się, że pozostał jeden konkret: „kamień, na którym mnie urodzono”. To jedyny element, który przetrwa, mimo, że biblijny obraz zakazanego miejsca będzie się powtarzał wielokrotnie, nawet w tym samym tomiku poeta zamieścił mały liryk prozą, zatytułowany „Kraj”. Jest to sytuacja niezmienna, której nie niweczą lata i doświadczenie życiowe, choć podobno czas goi rany. Nawet jeśli to prawda, że czas tłumi emocje, to przecież tym bardziej unicestwia osobiste miejsca, których obiektywne istnienie w jakiś przedziwny sposób powiązane są z osobistym przeżyciem. Poeta się starzeje, w jego twórczości pojawia się Pan Cogito, postać po części tożsama, a po części różna od autora, ale sytuacja się nie zmienia, o czym świadczy wiersz „Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta”.

Gdybym tam wrócił
pewnie bym nie zastał
ani jednego cienia z domu mego
ani drzew dzieciństwa
ani krzyża z żelazną tabliczką
ławki na której szeptałem zaklęcia
kasztany i krew
ani też żadnej rzeczy która nasza jest

wszystko co ocalało
to płyta kamienna
z kredowym kołem
stoję w środku
na jednej nodze
na moment przed skokiem

nie mogę urosnąć
choć mijają lata
a w górze huczą
planety i wojny.

Świat znieruchomiał w tym miejscu, a rzeczywistość straciła realność, ponieważ czas stracił nad nią swoją władzę. Lwów może już tylko jako mit i wzorzec powodować żywsze emocje wobec jakiś miejsc na świecie, jeśli przypominają „zrabowane miasto ojców” – jak napisze w Ferrarze („Rovigo”). Już łatwiej wspominać nauczycieli szkolnych („Pan od przyrody”, „Lekcja łaciny”, „Pan Cogito. Lekcja kaligrafii”), którym tak wiele się zawdzięcza, albo wycieczkę szkolną na „Wysoki Zamek”, która ni stąd ni zowąd zamieni się w metaforyczną podróż w zaświaty: „jeszcze wyższy zamek”.
Pod koniec życia, stary i schorowany poeta jeszcze raz powróci do mitycznego miasta, którego nie chciał odwiedzić nawet po 1989 roku, kiedy było to już politycznie możliwe. W ostatnim tomie, „Epilog burzy”, znajdziemy dojrzałe dzieło żegnającego się ze światem poety:

W mieście kresowym do którego nie wrócę
jest taki skrzydlaty kamień lekki i ogromny
pioruny biją w ten kamień skrzydlaty

w moim mieście dalekim do którego nie wrócę
jest ciężka i pożywna woda
kto raz ci kubek z taką wodą poda
mówi – raz tu jeszcze wrócę

w moim mieście którego nie ma na żadnej mapie
świata jest taki chleb co żywić może
całe życie czarny jak dola tułacza jak
kamień, woda, chleb, trwanie wież o świcie.

W pożegnalnym wierszu Herbert nareszcie znalazł sposób, aby wyjawić czym było dla niego nie tyle rodzinne miasto, co mit Lwowa, który towarzyszył mu przez całe życie. Jest to jakby rozwinięcie, a może wytłumaczenie czym jest ów „kamień, na którym mnie urodzono”. Idea wierności, stałości i trwania cywilizacji mimo nawałnicy historii i zalewowi barbarzyństwa, została w tym wierszu utożsamiona z obrazem miasta realnego i nierealnego zarazem, Lwowa i mitu kresowej stolicy – Semper Fidelis (dewiza Lwowa: „Zawsze wierny”). 

Lwów „Wierszy rozproszonych”


Zacząłem ten szkic od uwagi, że takie utwory jak „Trzy wiersze z pamięci” (SŚ) i „Nigdy o tobie” (HPG) świadczą o długotrwałej psychologicznej niemożności pisania o Lwowie, i że tego rodzaju wypowiedzi zostały w twórczości poety wyrażone explicite. Brak nazwy rodzinnego miasta nie należy tłumaczyć istnieniem politycznej cenzury, a jeśli, to jest to raczej kwestia cenzury mentalnej – niechęć do rozdrapywania rany.
Na zakończenie zwróćmy uwagę na utwory rozproszone poety, zarówno te, które pozostały w rękopisach, jak i takie, które ukazały się w czasopismach, ale nie weszły do żadnego tomu (WR). W tomie wydanym przez Ryszarda Krynickiego znajdujemy wiele wierszy, które mówią wprost o skomplikowanej grze z własną pamięcią, będącą ciężarem nie do uniknięcia, zwłaszcza w snach. Na przykład wiersz „Wierność snu” (WR), zaczynający się od dystychu:

Wszystkiego można się wyrzec
wszystko można oddalić


powstał w latach (1951-55), a więc jeszcze przed debiutem. Można by go interpretować jako drobiazg o przemijaniu, pozostawianiu za sobą miejsc, rzeczy, ludzi i zdarzeń, a nawet o konieczności porzucania osób darzonych miłością (zauważmy, że w „Rovigo” mamy do czynienia z trenem po tych, których nigdy nie spotkaliśmy, a więc z ekstremizmem w tym względzie). „Wierność snu” z pewnością można potraktować jako erotyk, gdyby nie zakończenie, mówiące o nocy, która jest strażniczką wspomnień. Bo wbrew inicjalnemu dystychowi, końcowy dwuwers powiada, że

sny powracają wierni
topielcy ojczystym brzegom.


Przy czym tego rodzaju lekturę wzmacnia podział tekstu na trzy części, w których fraza „wierni topielcy” została przełamana przerzutnią. Koda wiersza – co częste u Herberta – nie tyle zmienia kierunek rozumienia, co wyjaśnia zagadkę, uściśla wymowę całości i precyzuje sens użytych wcześniej obrazów. Tak więc – dla przykładu – „ślad małej stopy” ma przywołać dzieciństwo, a nie na przykład wspomnienie ukochanej.
Bardziej oczywisty jest wiersz „Apel” (WR), pochodzący z tego samego okresu. Nie został nigdzie opublikowany z powodów cenzuralnych, bo mówi o szkolnych kolegach zamęczonych nie tylko przez hitlerowców, ale też przez komunistów:

Tyle razy
tyle razy muszę powtarzać
jestem
gdy czytają nasz katalog
żywych i umarłych


to jest małe szkolne kłamstwo
i moje prawo do was


Przychodzicie nocą
w piórach z rozdartych pierzyn
czarni aniołowie z getta


z lasu
pachnącego igliwiem i krwią


z pociągów
długich jak głodowa śmierć.


Początkowa fraza mogłaby wskazywać na często powtarzaną sytuację, w której sam poeta-uczeń zgłasza swą obecność na „lekcji”. Ale, biorąc pod uwagę, że jest to „szkolne kłamstwo”, a także stwierdzenie:

to jest mały bunt wyobraźni
i moje prawo do was


wskazują na utożsamianie się z pomordowanymi, w zastępstwie których poeta „zgłasza się” nie tyle jako kolega oszukujący nauczyciela, co z bezczelną intencją okłamania rzeczywistości. Metafora „kłamcy”, którego celem jest oszukanie Historii służy więc – pośrednio – wyartykułowaniu swej ars poetica. Jak w innym wierszu powie Herbert: „poezja córką jest pamięci” („Życiorys”, HPG), który – nota bene – też wykorzystuje „wspomnienia niebieskiego mundurka” do opisu wojennej makabry i wspomina pomordowanych kolegów.
Wiersz, który nie wszedł do najsławniejszego tomu, zatytułowany „Pan Cogito a pewne mechanizmy pamięci” (WR) mówi wprost o niemożności uwolnienia się od wspomnień dzieciństwa. Ściślej, właśnie tytułowy „mechanizm” – nie do końca jasny – powoduje, że:

Tylko krajobraz dzieciństwa tylko ten krajobraz
nosimy w sobie stale na dnie wszystkich wspomnień


kiedy inne przeżycia, widoki i miejsca łatwo zapominamy. Wiersz jest próbą opisania tego niezrozumiałego zjawiska i na koniec daje niby-radę, niby-pouczenie, sprzeczne zresztą z opinią o Herbercie-stoiku. Otóż wbrew sile i trwałości wspomnień dzieciństwa, nie powinny one wiązać nas ze światem nawet w godzinie śmierci naszej. Ta dyrektywa zgodna jest z przekonaniami, tylekroć wyrażanymi przez stoików, by nie przywiązywać się do rzeczy i ludzi, a nawet do życia. Herbert w wierszu „Podróż” (ENO) powtarza tę zasadę:

oddaj puste siodło bez żalu
oddaj powietrze innemu.


Ale wiersz „Pan Cogito a pewne mechanizmy pamięci” wprowadza pewną modyfikację:

lecz jeśli przyjdzie ta chwila
nie chwytaj się zasłony
zniknij w fałdach
– niepogodzony to pewne.


Wydaje się, że ów „mechanizm pamięci”, na który powołuje się poeta, jest zwyczajną prawidłowością psychologiczną, a nie żadną anomalią. Czy jednak nie ma żadnych odstępstw od standardów? W przypadku wygnańców – tak. W wierszu „Dekoracje snu” (z lat 1969 – 80) Herbert sugeruje, że sny uchodźców posiadają pewną skazę: następuje przemieszanie obrazów czy też nakładanie się ich na siebie. I dlatego w jego snach pojawia się „Siena / przez którą przebiega ulica Piotrkowska”. Czy znaczy to „niestałość uczuć”? – pyta poeta i gotów jest przyznać, że być może jest to dowód na skłonność do zdrady

albo po prostu mówi że jestem wygnańcem
któremu odmówiony został dom w dolinie
zegar na wieży wieczny czas.


Wiersz nie był drukowany, ale przecież wystarczająco charakterystyczny dla całej twórczości Herberta. Nie jest bowiem przypadkiem, że Stanisław Barańczak w swojej pracy „Uciekinier z Utopii” uznał, że jedną z antynomii poezji Herberta jest „zakorzenienie/wydziedziczenie”. Ta sprzeczność dotyczy wielu tematów, ale – to pewne – charakteryzuje także stosunek do ukochanego, rodzinnego, miasta.
Józef Maria Ruszar

Temat Lwowa w twórczości Herberta opracowany również przez:
Anna Drozd, Moje zrabowane miasto ojców, patrz: post w dziale 01 Artykuły i rozprawy;
Zdjęcia ważnych dla Herberta miejsc we Lwowie patrz:
Lwów Herberta w dziale: 03 Herbert zdjęcia
Miasto Lwów w dziale: 03 Herbert zdjęcia

Komentarze

Popularne posty za ostatni miesiąc

Adam Dziadek | Ekfrazy w esejach Herberta

Adam Dziadek Eseje Zbigniewa Herberta (opis – uobecnianie – interpretacja) Czytam Herberta od nowa, inaczej niż dwadzieścia lat temu. Tamta lektura, zachłanna, zauroczona i bezkrytyczna wydaje się dzisiaj śmieszna. Czytam go inaczej niż dwadzieścia lat temu, kiedy będąc w Arles pilnie tropiłem ślady Herberta i Van Gogha, trzymając w rękach „Barbarzyńcę w ogrodzie” i niebieski przewodnik Hachette’a, którym posługiwał się także Herbert. Rzadko trafia się na książki, które pozostawiają w nas tak głęboki ślad, że trudno o nich zapomnieć, ponieważ trwają w nas samych. Swoją relekturę esejów Zbigniewa Herberta chciałbym rozpocząć od noty Od autora otwierającej zbiór „Barbarzyńcę w ogrodzie”. Przyglądam się dzisiaj nocie, która wykłada wprost reguły pisania o sztuce i precyzyjnie dookreśla wybraną w tej książce formę, dla przypomnienia garść cytatów: „zamierzałem napisać książkę do czytania, a nie do naukowych studiów”, czy też: „W sztuce interesuje mnie ponadczasowa wartość dz

Karol Hryniewicz | Potęga smaku

Karol Hryniewicz „Potęga smaku” – Smak wolności Zbigniewa Herberta teoria działania estetycznego? Dopóki państwo pozwala sobie mieszać się do literatury, dopóty literatura ma prawo mieszać się do spraw państwa . (Josif Brodski, Przemówienie Noblowskie ) [1] Można by było spierać się o słuszność przytoczonego sądu, w którego apodyktycznym brzmieniu da się wyczuć intencję nobilitacji literatury czy sztuki poprzez presuponowaną nadzieję na ich sprawczą moc. Zasadność owego hipotetycznego sporu zakwestionowana zostanie wówczas, gdy odkryjemy, że realność desygnatu cytowanego zdania została przez jego autora określona – by posłużyć się konstrukcją Lyotarda – wraz ze zmianą protokołu ustalania realności i trybunału, mogącego dostrzec w mówiącym poszkodowanego, który zyskał środki do dowiedzenia swojej szkody. Tę abstrakcyjnie przedstawioną sytuację można łatwo ożywić poprzez włączenie w schemat narracji biograficznej, której bohaterem jest Josif Brodski. Nie o to jednak cho

Józef Maria Ruszar | Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta

Józef Maria Ruszar Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta cz. 01 Wspomnienie, przeżycie i oczytanie. Konstrukcja eseju „Lekcja łaciny” Część I Rzymska virtus. Przymierze z dzielnością w „Lekcji łaciny” W „Lekcji łaciny” (LNM) mamy do czynienia z trzema elementami konstrukcyjnymi: wspomnieniem szkolnym, osobistą relacją z podróży oraz przedstawieniem historii wzrostu i upadku Imperium Romanum na przykładzie dziejów jednej prowincji, Brytanii. Trzej narratorzy: Herbert – uczeń, Herbert – podróżnik i Herbert – badacz dziejów (amator) opowiadają o niezwykłym trwaniu rzymskiego dziedzictwa w łacińskiej Europie. Wszystkie trzy elementy narracji i wcielenia narratora mają na celu uwiarygodnienie tezy o… właśnie, jaka jest teza eseju? Na czym polega „lekcja łaciny”, bo przecież słowo „lekcja” ma tu podwójne – dosłowne i metaforyczne – znaczenie? Odłóżmy odpowiedź na koniec rozważań, w tym miejscu odnotujmy tylko, że autor „Lekcji łaciny” usunął duży fragment tekstu