Jerzy Wiśniewski
Szamotanina śpiewnych tonów?
Klawesyn (z tomu Hermes, pies i gwiazda)
Klawesyn (z tomu Hermes, pies i gwiazda)
Jest
to właściwie szafka z orzechowego drzewa z czarnym obramowaniem. Można
by pomyśleć, że przechowują tam spłowiałe listy, cygańskie dukaty i
wstążki. A naprawdę jest tam tylko kukułka zaplątana w gąszczu srebrnych
liści (Klawesyn, HPG).
Tak
jak większość małych próz Herberta, umieszczonych w tomie Hermes, pies i
gwiazda (1957) [1], tak i ten drobny utwór, opublikowany po raz
pierwszy w 7. numerze „Twórczości” z 1956 roku, a powstały w latach
1952–53 [2], można uznać za demaskację [3]. Zapytajmy więc: na czym ona
polega i co staje się jej obiektem?
Zdania
tworzące narrację tego utworu są zapisem spostrzeżeń towarzyszących
obserwacji klawesynu [4] – instrumentu muzycznego, nastręczającego
trudności w identyfikacji i ocenie. Ze względu na skomplikowane dzieje i
raczej incydentalną obecność w muzyce uprawianej tak w obecnym, jak
ubiegłym wieku, nie należy on do przedmiotów powszechnie znanych.
Wycofywany stopniowo z użycia pod koniec XVIII wieku, ustępujący miejsca
fortepianowi (wraz z kształtowaniem się w sztuce dźwięków nowego typu
ekspresji, przyjmującej za główny środek wyrazu płynne zmiany dynamiki) –
zapomniany na blisko sto lat, był jednak od początku XX stulecia powoli
przywracany wykonawstwu dzieł dawnych kompozytorów i stosowany niekiedy
także przez twórców nowej muzyki. Trudno się zatem dziwić, że przy
pierwszym kontakcie z nim łatwo o pomyłki i nieporozumienia.
Być
może właśnie dlatego proza Herberta wydaje się zrazu demaskacją
niekompetencji kogoś przyglądającego się po raz pierwszy temu
instrumentowi. Początkowo klawesyn jest tu bowiem rozpoznawany opacznie
jako pokojowy mebel – jako „szafka z orzechowego drzewa z czarnym
obramowaniem”, służąca zapewne do przechowywania mniej lub bardziej
cennych pamiątek. Dopiero dokładniejsze przyjrzenie się temu dziwnemu
przedmiotowi – być może zajrzenie do jego wnętrza – pozwala przekonać
się, że nie jest on składnicą rzeczy zapomnianych (i być może już nikomu
niepotrzebnych), lecz – mówiąc przenośnie – mieszkaniem osobliwych
brzmień, zdatnych wszakże do tworzenia muzyki. Jest on w istocie
instrumentem muzycznym, czego definitywnym poświadczeniem stają się po
prostu jego dźwięki – przenośnie opisane w ostatnim zdaniu prozy:
„kukułka zaplątana w gąszczu srebrnych liści”. Tak rekonstruowana
historia nawiązywania pierwszych relacji z klawesynem przez muzycznego
laika, który w jej finale przypuszczalnie uderza w klawiaturę tego
instrumentu (początkowo tylko go oglądał – teraz także słyszy), mogłaby –
gdyby czytać ją jak parabolę – stanowić wykładnię przestrogi, by w
patrzeniu na świat nie poprzestawać na powierzchownym oglądzie rzeczy –
szczególnie tych sięgających swym rodowodem czasów minionych.
Demaskacja
świadomości (wyłaniającej się zza narracji tej prozy) kogoś
„wydziedziczonego” z przeszłości, a zatem niewprawnego w kontaktowaniu
się z tym, co dawne, nie może być jednak uznana za jedyną realizację
autorskich zamysłów. Poeta nie poprzestał tu na prezentacji osoby
dysponującej jedynie „naiwnym” punktem widzenia; postanowił posługiwać
się równolegle drugim głosem. Wskazana staje się zatem jeszcze inna
lektura. Przedmiotem demaskacji – a więc dociekania i sprawdzania, czym
coś jest w swej istocie oraz jaką ma wartość – wydaje się bowiem rzecz,
która stała się tematem utworu Herberta – czyli klawesyn. W takiej
sytuacji za monologiem podmiotu tej prozy nie mógłby ukrywać się
muzyczny ignorant. Wypada założyć, że do odkrywania prawdy o klawesynie
przystępuje ktoś już jakoś zaznajomiony z tym instrumentem i zarazem
wdrożony w percepcję muzyki. Chcąc odczytywać jego refleksje z zapisów
tworzących ten utwór, trzeba choćby w zarysie poznać jego kwalifikacje w
tej dziedzinie. Tym samym – trzeba, podejmując lekturę, zadać pytania o
doświadczenia poety: o realne i możliwe kontakty z instrumentem,
będącym tematem tej prozy – o wrażenia wzrokowe i słuchowe, które mogły
dostarczyć inspiracji przy jej tworzeniu. Czytelnika tego utworu może
bowiem zastanawiać pochodzenie konceptów zastosowanych przez Herberta w
lakonicznym, lecz przecież niezwykle wyrazistym opisie klawesynu.
Dlaczego jawi się on poecie jako „szafka z orzechowego drzewa z czarnym
obramowaniem”? Czemu budzi skojarzenia z buduarowym meblem? Co
zdecydowało, że jego dźwięki zostały opisane wyrażeniem: „kukułka
zaplątana w gąszczu srebrnych liści”? Dociekania te mogą stać się
zaczynem kolejnych pytań, wykraczających wprawdzie poza twórczość i
biografię poety, ale trudnych do pominięcia – dotyczących chociażby
dostępności klawesynu, jego obecności w wykonawstwie muzycznym,
możliwości zapoznania się z jego odmianami – w ściśle określonym czasie
historycznym, z którym wiąże się geneza i publikacja tego tekstu
Herberta, a więc w Polsce w końcu lat 40. i pierwszej połowie lat 50. XX
wieku. Zaznaczając potrzebę uwzględniania także tego kontekstu, wróćmy
jednak do wypowiedzeń skonstruowanych przez poetę w jego miniaturowej
prozie.
Wydaje
się, że intencją Herberta jest odkrycie prawdziwej natury klawesynu,
czyli przeprowadzenie studium oraz rozwinięcie wartościującej refleksji o
jego dźwięku, i tym samym przedstawienie jakiegoś sądu na temat muzyki.
Wszystko jednak zaczyna się od zagadkowego opisu instrumentu, którego
kształt wyraźnie odbiega od jego najbardziej znanej i rozpowszechnionej
konstrukcji skrzydłowej – z charakterystycznie uchylanym wiekiem.
Klawesyn
ukazywany przez Herberta jest prostokątny, raczej nieduży, budzi
skojarzenia z szafką na szpargały – sekretarzykiem albo toaletką (poza
jego boczne ścianki przypuszczalnie nie wystaje klawiatura), a oglądany z
bliska wydaje się wykonany z drewna orzechowego, inkrustowanego czarnym
(hebanowym?) obramowaniem. Co w rzeczywistości oglądamy – prowadzeni
tym lapidarnym opisem poety? Na pewno nie mamy tu do czynienia z dużym
instrumentem przeznaczonym do sali koncertowej; widzimy instrument
domowy – komnatowy – przeznaczony na przykład do kobiecego apartamentu.
Prawdopodobnie to wirginał – prostokątny, skrzynkowy klawesyn,
rozpowszechniony w XVI i XVII wieku w Anglii i Niderlandach, utrwalany
na obrazach wielu flamandzkich malarzy, także w kilku dziełach Johannesa
Vermeera. Od razu warto zapytać: czy Herberta zainspirował przy
tworzeniu tego opisu realny przedmiot, czy raczej przedstawienie
malarskie? Czy mógł zetknąć się gdzieś na przełomie lat 40. i 50. XX
wieku (może w jakimś poniemieckim domu w Sopocie lub Gdańsku?) ze
starym, flamandzkim wirginałem? W tamtych latach mógł jednak na pewno
oglądać reprodukcje obrazów Vermeera – więc może i „Lekcję muzyki” (ok.
1662–65), przedstawiającą kobietę grającą na wirginale pod okiem
nauczyciela.
Nie
mogąc (z braku informacji) rozstrzygnąć definitywnie tych
interesujących kwestii, chcę jednak skorzystać z tropów malarskich, i
zwrócić uwagę na jeden z eksponatów przynależących do epistolarnej
spuścizny Herberta. Zainteresowanie wzbudza pocztówka z 5 września 1952
roku, którą poeta wysłał do swojego mentora – profesora Henryka
Elzenberga – dziękując mu za pozwolenie zdawania egzaminu w dodatkowym
terminie i zapowiadając swój przyjazd [5].
Na
karcie tej – wydanej w niemieckiej serii „Moderne Meister” – znalazła
się kolorowa reprodukcja obrazu Ernsta Horsta „Ein sonninger Nachmittag”
(„Senne popołudnie”), przedstawiającego wnętrze mieszkania: przestrzeń
dwu pokoi ustawionych amfiladowo. W pierwszym z nich znajduje się
stołowy, klawiszowy instrument – co ważne – koloru orzechowego z czarnym
obramowaniem na dolnym brzegu, korespondujący z wizerunkiem „szafki”
przedstawionej przez Herberta w prozie „Klawesyn”. Stoi on pod ścianą,
frontem do widza obrazu; jest otwarty, na pulpicie leżą rozłożone nuty,
obok znajduje się puste krzesło. Właścicielka tego instrumentu siedzi w
drugim pokoju za stołem przy oknie; przypuszczalnie jest zajęta
wyszywaniem. Herbert, pisząc do Elzenberga, odniósł się do obrazu z
pocztówki w znamienny sposób: „Przepraszam za ten okrutny przejaw
sztuki. Aż strach pomyśleć, że ten inferalny szwabski klawicymbał był
kiedyś modern” [6].
Chcąc
ujemnie zrecenzować wartość tego – raczej miernego artystycznie –
malarskiego przedstawienia (powstałego prawdopodobnie na przełomie XIX i
XX wieku), Herbert wybrał z jego motywów ten najbardziej wyeksponowany
kompozycyjnie – instrument znajdujący się na pierwszym planie – i nadał
mu negatywną kwalifikację. Rozpoznając w nim klawesyn, odwołał się
jednak do jego staropolskiej nazwy – klawicymbał [7] – sprawiającej
wrażenie określenia pejoratywnego (ze względu na dwuznaczność słowa
„cymbał”, współtworzącego to dawne miano). Użył także epitetów –
„inferalny” i „szwabski” – budzących jednoznacznie ujemne skojarzenia.
Warto wszakże zaznaczyć, że identyfikacja tego instrumentu,
przeprowadzona przez Herberta, jest niepoprawna; na obrazie Horsta
widnieje bowiem dziewiętnastowieczne, stołowe fortepiano – kształtem
przypominające dawny wirginał [8]. Nasuwa to zrazu przypuszczenie, że
poeta nie spotkał się bezpośrednio z podobnym instrumentem; nie jest
jednak wykluczone, że będąc po wojnie mieszkańcem Sopotu (i odwiedzając
regularnie Gdańsk) napotkał kiedyś wśród rzeczy pozostawionych przez
wysiedlonych Niemców osobliwy, stołowy fortepian [9], który – podobnie
jak ten z pocztówki – mógł opatrywać zjadliwym mianem: „szwabski
klawicymbał”.
Niezależnie
od tych niejasności, wizualne paralele między instrumentami
przedstawionymi na obrazie „Ein sonninger Nachmittag” i w utworze
„Klawesyn” wydają się niewątpliwe. Definitywne potwierdzenie tych
zbieżności przynosi wgląd w rękopis Herbertowej prozy. Jej pierwotny
tekst poeta opatrzył bowiem dwoma rysunkowymi szkicami prostokątnego
klawesynu, wyraźnie zainspirowanymi wizerunkiem instrumentu z
pocztówkowej reprodukcji [10].
Czy
jednak negatywne konotacje związane z klawicymbałem z obrazu Horsta
zostały automatycznie przeniesione przez Herberta na klawesyn opisany w
jego prozie? Jeśli tak się stało, to pierwszym sygnałem nieprzychylnego
nastawienia do tego instrumentu mogłoby być sformułowanie użyte przez
poetę już w pierwszym zdaniu utworu: „Jest to właściwie szafka”. Gdyby
słowa te uznać za wypowiedź nie muzycznego laika, lecz kogoś świadomego,
że ogląda instrument klawiszowy, a nie zwykły mebel, to ich
wykorzystanie mogłoby służyć do wyrażenia dystansu wobec rzeczy po
prostu nie wzbudzającej podziwu. Mogłoby oznaczać jej satyryczną
deprecjację – drwiące, podszyte humorem umniejszanie wartości: klawesyn
„to nic innego” – tylko buduarowa „szafka”, a nie magiczna skrzynka,
wytwarzająca zagadkowe brzmienia.
Skądinąd
szafkę tę dookreślają ujemnie również domysły na temat jej zawartości,
przedstawione przez narratora w drugim zdaniu prozy: „Można by pomyśleć,
że przechowują tam spłowiałe listy, cygańskie dukaty i wstążki.” Czym
ona jest w tak nakreślonym wyobrażeniu, noszącym ślady „dziecięcej”
dociekliwości i fantazji? Mogłaby być skrytką na drogocenne przedmioty, a
jest raczej składzikiem rupieci. Wypełniają ją bowiem kartki z zapisami
zapomnianych i unieważnionych przez czas wyznań („spłowiałe listy”),
monety o wątpliwej wartości („cygańskie dukaty”), pozostałości z
przyozdobień ubiorów lub fryzur („wstążki”). Chciałoby się powiedzieć:
oto cmentarzyk rzeczy już zbytecznych.
Czy
klawesyn – postrzegany jako „szafka” z buduaru – jest przechowalnią
jakościowo podobnych rzeczy? Jaką wartość mogą przedstawiać mieszkające w
nim dźwięki? Herbert opisał je w ostatnim zdaniu prozy: „A naprawdę
jest tam tylko kukułka zaplątana w gąszczu srebrnych liści.” Nietrudno
zauważyć przypisaną im ambiwalencję.
Z
jednej strony, dźwięki te wydają się biegunowym przeciwieństwem
zmyślonych i niepięknych listów, dukatów czy wstążek. Przedstawione za
pomocą kunsztownej metafory, wydają się prawdziwym i jedynym skarbem,
przechowywanym w klawesynowej skrzynce. Jak zostało opisane ich
brzmienie? Składa się ono z dwu elementów: z dźwięcznego tonu,
porównywanego do głosu kukułki, która śpiewa czysto interwały (małe
tercje) oraz z metalicznych szelestów, syków i szumów, przedstawionych w
wyrażeniu „gąszcz srebrnych liści” – nie tylko przez odniesienia
przedmiotowe, ale także za pomocą instrumentacji głoskowej (dźwiękami
spółgłosek: sz, cz, s, ch, ś, ć). Klawesynowe brzmienia zostały oddane
przy pomocy tych dwu konceptów trafnie. W akustycznym obrazie dźwięków
tego instrumentu można bowiem rzeczywiście zauważyć obecność tonu i
szmerów. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach Herbert zapoznał się z
grą klawesynu, tak by mógł usłyszeć składowe jego brzmień.
Przypuszczalnie było to na koncercie – w kontakcie z żywą muzyką.
Informacji o tym jednak nie przekazał w swoich listach, pisanych na
początku lat 50. do Haliny Misiołkowej i do Jerzego Zawieyskiego – z
którymi zwykł dzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi muzycznych
występów i gry solistów (np. Bolesława Woytowicza, Eugenii Umińskiej,
Ireny Dubiskiej) [11]. Koncertujący w tamtych czasach polscy
klawesyniści (np. Emma Aldberg, Janina Wysocka-Ochlewska, Kazimierz
Flatau) nie zostali odnotowani w tych korespondencjach. Nie jest zatem
pewne, czy słyszał ich występy. Śladem uczestniczenia przez Herberta w
choćby jednym recitalu klawesynowym może być jednak ptasi motyw,
otwierający opis gry tego instrumentu. Śpiewy kukułki oraz głosy innych
ptaków stawały się przedmiotem muzycznej onomatopeizacji w kompozycjach
klawesynistów francuskich, które zwykle stanowiły stały punkt programu
koncertów barokowej muzyki klawiszowej. Jedną z najpopularniejszych
miniatur, wykonywanych na recitalach (często na bis) jest „Kukułka” („Le
Coucou”), skomponowana w 1735 roku przez Luisa Claude’a Daquina; inne,
równie efektowne utwory tego typu zostały napisane przez Jeana
Philippe’a Rameau (np. „Le Rappel des Oiseaux” [„Naśladowanie ptaków”],
„La Poule” [„Kura”]) oraz Françoisa Couperina (np. „Le
Rossignol-vainqueur” [„Słowik zdobywca”]). W prozie Herberta odniesienie
do „Kukułki” Daquina realizuje się jednak nie tylko w tak elementarny
sposób. Wyrażenie „kukułka zaplątana w gąszczu srebrnych liści” wydaje
się niezwykle trafnym opisem dźwiękowego przebiegu tej muzycznej
miniatury. Kukanie (przeskakujące z partii jednej ręki do drugiej)
zostało w tej kunsztownej kompozycji otoczone „gąszczem” dźwiękowych
figuracji (skądinąd też wędrujących pomiędzy partiami obu rąk),
składających się na akordowy akompaniament. Ptasie śpiewanie sprawia tu
wrażenie „zaplątanego” w gęste, dźwiękowe sieci [12]. Figuracje te –
zagrane na klawesynie – odsłaniają jeszcze inną własność: układają się w
ciągi metalicznych („srebrnych”) brzmień – tworzących ornamentacyjną
osnowę dla cyklicznie powracającego głosu kukułki. Dźwięki tego
instrumentu mogą więc wydawać się czyste i szlachetne [13]. Herbert
jednak zaprojektował jeszcze inne odczytanie finału swej prozy.
Z
drugiej strony, wypowiedzenie „A naprawdę jest tam tylko kukułka
zaplątana w gąszczu srebrnych liści”, dostarcza przesłanek do
negatywnego wartościowania dźwięków klawesynu. Rozważmy jedną z nich.
Trudno nie dostrzec ujemnie zabarwionego słowa „zaplątana”, opisującego
relację pomiędzy kukułką a srebrnymi liśćmi. Spróbujmy odtworzyć
sytuację nakreśloną przy pomocy tego słowa i określić jej znaczenie.
„Kukułka zaplątana” to ptak, który się szamocze – a więc już nie śpiewa.
Do szeleszczących brzmień „srebrnych liści” dołączają się zatem nie
czyste tony jej głosu, lecz trudne do określenia dźwięki usidlonej
istoty, która być może za chwilę straci życie z wycieńczenia. Z obrazu
„kukułki zaplątanej” w pułapkę (matnię?) można wnioskować, że klawesyn
to nie skarbnica nadzwyczajnych dźwięków, łączących w zgodzie czyste
tony i srebrzyste szelesty, ale w istocie miejsce konania wszystkiego,
co śpiewne. Czyżby on także – jak buduarowa szafka – miał być
symbolicznym cmentarzem? – cmentarzem śpiewnych tonów? Z tak
odczytywanych znaczeń wyłania się sugestia, że klawesyn to nie
instrument melodyczny, ale w istocie – perkusyjny; to źródło trudnych do
zniesienia, metalicznych dźwięków, epatujących chłodem, wprawiających w
rozdrażnienie i posępny („grobowy”?) nastrój.
Zapytajmy:
czym mogły być umotywowane te akustyczne obserwacje poety? Być może
były one efektem uważnego i krytycznego wsłuchania się w brzmienie
klawesynów używanych w połowie XX wieku, odbiegających konstrukcyjnie od
swych historycznych pierwowzorów i wskutek tego grających płasko i mało
dźwięcznie – można by rzec: „perkusyjnie” [14]. Jeśli jednak Herbert
nie miał okazji zgłębiania brzmień tych instrumentów, mógł przejmować
opinie innych osób. Nie jest wykluczone, że znał krytyczne uwagi na
temat klawesynowego dźwięku, sformułowane przez Jarosława Iwaszkiewicza w
książce o życiu i twórczości Jana Sebastiana Bacha, opublikowanej w
1950 roku; klawiszowi „przodkowie” fortepianu – klawikord i klawesyn, na
których za życia grał i komponował Bach – to według Iwaszkiewicza tylko
„brzęczące pudła”, w istocie niezdatne do prezentowania doskonałych
dzieł lipskiego kantora, zasługujących jedynie na fortepianowe
interpretacje [15].
Innych
przesłanek ujemnej oceny dźwięku klawesynu można by jeszcze doszukiwać
się w negatywnych znaczeniach, wpisanych w symbolikę śpiewu kukułki,
który oprócz tonalnej czystości, odznacza się także jednostajnością i
monotonią [16]. Określenia te wydają się celnie opisywać nie tylko
męczące, „mechaniczne” brzmienia tego instrumentu, ale także ich
niezmienną, nie dającą się płynnie regulować głośność. Klawesyn nigdy
nie zagra jak fortepiano.
Negatywna
ocena dźwięku klawesynowego sugerowana w tej prozie przypuszczalnie
stanowiła rezultat upodobań dźwiękowych Herberta. Określił je on w
liście do Haliny Misiołkowej, pisząc o niechęci i sympatii do kilku
instrumentów muzycznych (list z 27 kwietnia 1951 r.): „Bardzo chciałbym
grać na jakimś instrumencie. Ale nie na fortepianie ani na skrzypcach.
Może na flecie: chciałbym wydmuchiwać z siebie muzykę. Muzyka, kiedy
przechodzi przez palce, intelektualizuje się jak pisanie” [17].
Instrumentem idealnym jest dla Herberta flet – ze względu na śpiewność,
którą osiąga się tylko dzięki zadęciu. Natomiast muzyka, według niego,
to domena uczuć, a nie sprawa kalkulacji intelektualnych. Dlatego
instrumenty angażujące do artykulacji dźwięków jedynie palce – więc może
i „obsługiwany” w ten sam sposób klawesyn – są upośledzone w dziedzinie
muzycznego wyrazu. A ich dźwięki – mogą budzić co najmniej zakłopotanie
[18].
Herbert
w prozie „Klawesyn” potwierdził swoje upodobanie do nadawania
wypowiedziom ujęć dwuznacznych. Zaznaczył tę postawę w jeszcze inny
sposób, dopisując dekadę później do swoich rozważań o klawesynie,
ciekawe postscriptum. W eseju „Siena” (z „Barbarzyńcy w ogrodzie”) w
opisie „Maesty” Simona Martiniego, zostało użyte (we fragmencie
dotyczącym baldachimu nad głową Madonny) następujące porównanie: „Złoto i
błękit wyleniały na skutek wilgoci, ale tonacja tego koncertu jest
czysta jak dochodzący z daleka dźwięk klawesynu” [19].
PRZYPISY:
[1]
Do drugiej części tego tomu, zatytułowanej „Proza poetycka”, weszło 66
utworów powstałych w okresie 1953–1956 (zob. M. Antoniuk, „Otwieranie
głosu. Studium o wczesnej twórczości Zbigniewa Herberta”, Kraków 2009,
s. 55 i 443).
[2] Rękopis „Klawesynu” znajduje się w notatniku poety, opatrzonym przez niego inskrypcją: 1952/53. Notatnik ten znajduje się obecnie w Archiwum Zbigniewa Herberta, przechowywanym w Bibliotece Narodowej (akc. 17 1955 t. 44). W 1953 roku Herbert przepisał swoje 22 małe prozy do szesnastokartowego zeszytu, całość zatytułował „Bajki”, podpisał pseudonimem Patryk i zadedykował Tadeuszowi Chrzanowskiemu (zob. notę Od wydawcy [w:] Z. Herbert, „Bajki”, oprac. R. Krynicki, Kraków 2009, s. 77–79). W tym własnoręcznie wykonanym przez poetę zbiorze (ofiarowanym Chrzanowskiemu w prezencie imieninowym) znajduje się także proza „Klawesyn” – w wersji przed zmianami, wprowadzonymi później w tekście drukowanym w „Twórczości” oraz w tomie „Hermes, pies i gwiazda”: „Jest to właściwie szafka z orzechowego drzewa z czarnym obramowaniem. Można by pomyśleć, że przechowują tam spłakane listy, cygańskie dukaty i wstążki. A naprawdę jest tam tylko kukułka zaplątana w gąszcz srebrnych liści”. (Cyt. za: Z. Herbert, „Bajki”, s. 47).
[3] O mechanizmie demaskacji, stanowiącym konstrukcyjną zasadę wielu utworów Herberta, a szczególnie jego próz poetyckich, pisał Stanisław Barańczak w monografii Uciekinier z Utopii (Zob. St. Barańczak, „Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta”, Wrocław 1994, s. 136–139).
[4] Klawesyn (fr. clavesin, wł. clavicembalo, ang. harpsichord) to instrument muzyczny z grupy chordofonów szarpanych, wywodzący się od psauterium, w którym zastosowano mechanizm klawiszowy, wyposażony w skoczki z piórkami, zaczepiającymi o struny i pobudzającymi je do drgań. Dźwięk klawesynu jest delikatny i krótkotrwały. Jego pudło rezonansowe (zamknięte od spodu w dawnych instrumentach, a otwarte w jego dwudziestowiecznych wariantach) miało najczęściej kształt skrzydłowy; w małych odmianach klawesynu – takich jak szpinet (wł. spinetta, fr. épinette) i wirginał (ang. virginal) – miało formę prostokątną (Zob. M. Drobner, „Instrumentoznawstwo i akustyka”, Kraków 1980, s. 100–103). „W języku polskim duże instrumenty o formie skrzydłowej nazywano zrazu klawicymbałami. Terminem tym początkowo określano również małe instrumenty typu szpinetu czy wirginału. Współczesny termin klawesyn utrwalił się dopiero w XX wieku.” (C. Sachs, „Historia instrumentów muzycznych”, przeł. St. Olędzki, Kraków 1989, s. 312).
[2] Rękopis „Klawesynu” znajduje się w notatniku poety, opatrzonym przez niego inskrypcją: 1952/53. Notatnik ten znajduje się obecnie w Archiwum Zbigniewa Herberta, przechowywanym w Bibliotece Narodowej (akc. 17 1955 t. 44). W 1953 roku Herbert przepisał swoje 22 małe prozy do szesnastokartowego zeszytu, całość zatytułował „Bajki”, podpisał pseudonimem Patryk i zadedykował Tadeuszowi Chrzanowskiemu (zob. notę Od wydawcy [w:] Z. Herbert, „Bajki”, oprac. R. Krynicki, Kraków 2009, s. 77–79). W tym własnoręcznie wykonanym przez poetę zbiorze (ofiarowanym Chrzanowskiemu w prezencie imieninowym) znajduje się także proza „Klawesyn” – w wersji przed zmianami, wprowadzonymi później w tekście drukowanym w „Twórczości” oraz w tomie „Hermes, pies i gwiazda”: „Jest to właściwie szafka z orzechowego drzewa z czarnym obramowaniem. Można by pomyśleć, że przechowują tam spłakane listy, cygańskie dukaty i wstążki. A naprawdę jest tam tylko kukułka zaplątana w gąszcz srebrnych liści”. (Cyt. za: Z. Herbert, „Bajki”, s. 47).
[3] O mechanizmie demaskacji, stanowiącym konstrukcyjną zasadę wielu utworów Herberta, a szczególnie jego próz poetyckich, pisał Stanisław Barańczak w monografii Uciekinier z Utopii (Zob. St. Barańczak, „Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta”, Wrocław 1994, s. 136–139).
[4] Klawesyn (fr. clavesin, wł. clavicembalo, ang. harpsichord) to instrument muzyczny z grupy chordofonów szarpanych, wywodzący się od psauterium, w którym zastosowano mechanizm klawiszowy, wyposażony w skoczki z piórkami, zaczepiającymi o struny i pobudzającymi je do drgań. Dźwięk klawesynu jest delikatny i krótkotrwały. Jego pudło rezonansowe (zamknięte od spodu w dawnych instrumentach, a otwarte w jego dwudziestowiecznych wariantach) miało najczęściej kształt skrzydłowy; w małych odmianach klawesynu – takich jak szpinet (wł. spinetta, fr. épinette) i wirginał (ang. virginal) – miało formę prostokątną (Zob. M. Drobner, „Instrumentoznawstwo i akustyka”, Kraków 1980, s. 100–103). „W języku polskim duże instrumenty o formie skrzydłowej nazywano zrazu klawicymbałami. Terminem tym początkowo określano również małe instrumenty typu szpinetu czy wirginału. Współczesny termin klawesyn utrwalił się dopiero w XX wieku.” (C. Sachs, „Historia instrumentów muzycznych”, przeł. St. Olędzki, Kraków 1989, s. 312).
[5]
Oto pełny tekst tego krótkiego listu: „Wielce Szanowny Panie
Profesorze, / Bardzo dziękuję za piękną kartkę i pozwolenie zdawania
egzaminu. Pozwolę sobie przyjechać we wtorek rano 91/2. Przepraszam za
ten okrutny przejaw sztuki. Aż strach pomyśleć, że ten inferalny
szwabski klawicymbał był kiedyś modern. Co będzie z nami? / W Sopocie
deszcz i zimno że aż strach. / Serdecznie pozdrawiam Pana Profesora //
Zbigniew Herbert” (Z. Herbert / H. Elzenberg, „Korespondencja”, red. B.
Toruńczyk, Warszawa 2002, s. 41).
[6] Z. Herbert / H. Elzenberg, „Korespondencja”, red. B. Toruńczyk, Warszawa 2002, s. 41.
[7] Zapomniany instrument i jego nazwę przybliżał na początku XX wieku Zygmunt Gloger: „Klawicymbał, po włosku cembalo. Tak nazywano w XVIII wieku instrument klawiszowy, udoskonalony nareszcie na fortepian.” (Z. Gloger, „Encyklopedia staropolska ilustrowana”, t. III, Warszawa 1978, s. 31).
[8] Instrument przedstawiony na obrazie Horsta można zidentyfikować jako fortepian, zwracając uwagę na dwa pedały (których mechanizm został oprawiony w charakterystyczną ramę o kształcie liry) oraz na rozmiar klawiatury (znacznie szerszej od klawesynowej). Bardziej wprawny znawca rozpoznawałby go zapewne po specyficznej obudowie, a także po metryczce (z nazwą producenta), umieszczonej nad klawiszami.
[9] Informację, że stołowe fortepiany mogły być elementem wyposażenia wielu gdańskich i sopockich domów przed drugą wojną światową uzyskałem podczas rozmowy z Aliną Mądry z Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu.
[10] Uwagę przykuwa drugi rysunek, przedstawiający klawesyn niekształtnie – jako zdeformowaną (tracącą równowagę?) konstrukcję, która za chwilę ulegnie nieodwracalnemu rozpadowi. Być może w tej spontanicznie kreślonej „karykaturze” znalazło odwzorowanie niezbyt przychylne (pełne rezerwy i zakłopotania) nastawienie poety do tego instrumentu.
[11] Zob. Z. Herbert, „Listy do Muzy”, red. M. Marchlewska, Gdynia 2000, s. 44, 45–46, 49, 106; Z. Herbert / J. Zawieyski, „Korespondencja 1949–1967”, oprac. P. Kądziela, Warszawa 2002, s. 68.
[12] Dźwiękową akcję „Kukułki” Daquina, rozgrywającą się w tych dwu brzmieniowych planach, sugestywnie ukazuje interpretacja Georga Malcolma, utrwalona na płycie wytwórni Decca (LP) SPA 261: Louis Claude Daquin: „Premier livre de pieces de clavecin” (1735) / „Troisieme Suite” / „Le coucou”; link do tego nagrania: https://www.youtube.com/watch?v=9dA6I8oRPmc.
[13] Charakterystykę brzmień klawesynowych wszechstronnie przedstawił Bohdan Pociej w książce „Klawesyniści francuscy”, Kraków 1969, s. 59–62. Oto wybrany fragment tego studium: „brzmienie, barwa klawesynu jest – w dolnych rejestrach – ciemna, nasycona, przypominająca odcień starego, spatynowanego złota; […] w górnych rejestrach dźwięk klawesynu staje się przejrzysty, jasny, srebrzysty, cienki, subtelny i wyrazisty – jak najdelikatniejsze koronki, najkunsztowniejsze, najbardziej misterne srebrne filigrany […]. Można by też rzec, iż «średnica» klawesynu ma barwę, a raczej barwy przymglone, łagodne, barwy w półcieniu lub półświetle, w najbardziej subtelny sposób «zmieszane» […]” (Tamże, s. 59–60).
[14] O dźwięku tych instrumentów krytycznie wyrażali się nawet sami klawesyniści: „«Klawesyn Pleyela brzmi jak maszyna do pisania tak w Paryżu, jak w Berlinie», pisał w swoim dzienniku młody Ralph Kirkpatrick” (M. Elste, „Klawesyn – nostalgiczna maszyna muzyczna. Historia bezprecedensowego renesansu”, „Canor” 1994, nr 3, s. 41). Popularne też było powiedzenie, że klawesyn Pleyela to „klatka kanarka drapana widelcem”.
[15] Zob. J. Iwaszkiewicz, „Jan Sebastian Bach”, Kraków 2014, s. 50.
[16] Sama kukułka to także symbol dwuznaczny. Zob. hasło „Kukułka” [w:] Wł. Kopaliński, „Słownik symboli”, Warszawa 1990, s. 181–182.
[17] Z. Herbert, „Listy do Muzy”, s. 37.
[18] Dystans do własności dźwiękowych najpopularniejszego instrumentu smyczkowego Herbert wyraził w utworze Skrzypce, otwierającym cykl próz poetyckich w tomie „Hermes, pies i gwiazda” (zob. interpretację tej prozy w ramach szkicu: „W obronie muzyki. Adam Zagajewski (Wiolonczela) w rozmowie ze Zbigniewem Herbertem (Skrzypce)”, [w:] J. Wiśniewski, „Ku harmonii. Poetyckie style słuchania muzyki w wierszach polskich autorów po 1945 roku”, Łódź 2013, s. 146–156).
[19] Z. Herbert, „Barbarzyńca w ogrodzie”, Wrocław 1995, s. 88.
[6] Z. Herbert / H. Elzenberg, „Korespondencja”, red. B. Toruńczyk, Warszawa 2002, s. 41.
[7] Zapomniany instrument i jego nazwę przybliżał na początku XX wieku Zygmunt Gloger: „Klawicymbał, po włosku cembalo. Tak nazywano w XVIII wieku instrument klawiszowy, udoskonalony nareszcie na fortepian.” (Z. Gloger, „Encyklopedia staropolska ilustrowana”, t. III, Warszawa 1978, s. 31).
[8] Instrument przedstawiony na obrazie Horsta można zidentyfikować jako fortepian, zwracając uwagę na dwa pedały (których mechanizm został oprawiony w charakterystyczną ramę o kształcie liry) oraz na rozmiar klawiatury (znacznie szerszej od klawesynowej). Bardziej wprawny znawca rozpoznawałby go zapewne po specyficznej obudowie, a także po metryczce (z nazwą producenta), umieszczonej nad klawiszami.
[9] Informację, że stołowe fortepiany mogły być elementem wyposażenia wielu gdańskich i sopockich domów przed drugą wojną światową uzyskałem podczas rozmowy z Aliną Mądry z Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu.
[10] Uwagę przykuwa drugi rysunek, przedstawiający klawesyn niekształtnie – jako zdeformowaną (tracącą równowagę?) konstrukcję, która za chwilę ulegnie nieodwracalnemu rozpadowi. Być może w tej spontanicznie kreślonej „karykaturze” znalazło odwzorowanie niezbyt przychylne (pełne rezerwy i zakłopotania) nastawienie poety do tego instrumentu.
[11] Zob. Z. Herbert, „Listy do Muzy”, red. M. Marchlewska, Gdynia 2000, s. 44, 45–46, 49, 106; Z. Herbert / J. Zawieyski, „Korespondencja 1949–1967”, oprac. P. Kądziela, Warszawa 2002, s. 68.
[12] Dźwiękową akcję „Kukułki” Daquina, rozgrywającą się w tych dwu brzmieniowych planach, sugestywnie ukazuje interpretacja Georga Malcolma, utrwalona na płycie wytwórni Decca (LP) SPA 261: Louis Claude Daquin: „Premier livre de pieces de clavecin” (1735) / „Troisieme Suite” / „Le coucou”; link do tego nagrania: https://www.youtube.com/watch?v=9dA6I8oRPmc.
[13] Charakterystykę brzmień klawesynowych wszechstronnie przedstawił Bohdan Pociej w książce „Klawesyniści francuscy”, Kraków 1969, s. 59–62. Oto wybrany fragment tego studium: „brzmienie, barwa klawesynu jest – w dolnych rejestrach – ciemna, nasycona, przypominająca odcień starego, spatynowanego złota; […] w górnych rejestrach dźwięk klawesynu staje się przejrzysty, jasny, srebrzysty, cienki, subtelny i wyrazisty – jak najdelikatniejsze koronki, najkunsztowniejsze, najbardziej misterne srebrne filigrany […]. Można by też rzec, iż «średnica» klawesynu ma barwę, a raczej barwy przymglone, łagodne, barwy w półcieniu lub półświetle, w najbardziej subtelny sposób «zmieszane» […]” (Tamże, s. 59–60).
[14] O dźwięku tych instrumentów krytycznie wyrażali się nawet sami klawesyniści: „«Klawesyn Pleyela brzmi jak maszyna do pisania tak w Paryżu, jak w Berlinie», pisał w swoim dzienniku młody Ralph Kirkpatrick” (M. Elste, „Klawesyn – nostalgiczna maszyna muzyczna. Historia bezprecedensowego renesansu”, „Canor” 1994, nr 3, s. 41). Popularne też było powiedzenie, że klawesyn Pleyela to „klatka kanarka drapana widelcem”.
[15] Zob. J. Iwaszkiewicz, „Jan Sebastian Bach”, Kraków 2014, s. 50.
[16] Sama kukułka to także symbol dwuznaczny. Zob. hasło „Kukułka” [w:] Wł. Kopaliński, „Słownik symboli”, Warszawa 1990, s. 181–182.
[17] Z. Herbert, „Listy do Muzy”, s. 37.
[18] Dystans do własności dźwiękowych najpopularniejszego instrumentu smyczkowego Herbert wyraził w utworze Skrzypce, otwierającym cykl próz poetyckich w tomie „Hermes, pies i gwiazda” (zob. interpretację tej prozy w ramach szkicu: „W obronie muzyki. Adam Zagajewski (Wiolonczela) w rozmowie ze Zbigniewem Herbertem (Skrzypce)”, [w:] J. Wiśniewski, „Ku harmonii. Poetyckie style słuchania muzyki w wierszach polskich autorów po 1945 roku”, Łódź 2013, s. 146–156).
[19] Z. Herbert, „Barbarzyńca w ogrodzie”, Wrocław 1995, s. 88.
Komentarze
Prześlij komentarz