Wojciech Gutowski „Ściany” Zbigniewa Herberta
Wojciech Gutowski
W kręgu Herbertowskiej przestrzennej symboliki egzystencji
Kilka myśli z powodu prozy poetyckiej „Ściany”
„Ściany”
[1] są utworem wartym uwagi choćby dlatego, że przełamują pewne
ustalone style lektury symboliki spacjalnej w twórczości „Pana Cogito”.
Wskazują, iż poczucie bezdomności [2] Herbertowskiego bohatera jest
zakorzenione w najbardziej uniwersalnym obrazie statusu jego
egzystencji, przedstawionym more geometrico [3]. Pamiętajmy, że
w tej poezji również śmierć nadaje życiu najprostszy kształt, wpisuje
je w jakby najdoskonalszą figurę prostoty:
kiedy linia życia
układa się posłusznie
jak płaski horyzont
jak struna po koncercie.
(„Ostatnie słowa”, UR) [4]
układa się posłusznie
jak płaski horyzont
jak struna po koncercie.
(„Ostatnie słowa”, UR) [4]
W
omawianym utworze poczucie naturalnej likwidacji przestrzennego
dominium Istniejącego nie jest tylko jednostkowym (ani tym mniej –
subiektywnym) doświadczeniem, stanowi niezbywalny atrybut bycia. Poeta,
mówiąc najprościej, dokonuje przekładu temporalnych aspektów ludzkiej
kondycji na kategorie przestrzenne. Pokój, synonim Domu staje się
zarazem ekwiwalentem upływającego czasu-ku-śmierci. Zostaje ukazany jako
swoista „maszyna” złożona z ruchomych ścian, podłogi i sufitu powoli
zbliżających się ku sobie, co oznacza redukcję zamieszkanej przestrzeni
[5], powolny zanik najbliższego otoczenia, odebranie człowiekowi
możliwości ruchu:
„To
zdarza się niepostrzeżenie, pewnego dnia ściany pokoju zaczynają się ku
nam zbliżać. Dzieje się to wolno. Także podłoga unosi się milimetr po
milimetrze, a sufit, nasze gipsowe niebo, dyskretnie opada” („Ściany”,
UR). W konsekwencji człowiek musi przyjąć, jedynie możliwą w tej
sytuacji, pozycję horyzontalną: „Wtedy trzeba położyć się na podłodze,
ręce złożyć na piersi, zamknąć oczy i jeśli do głowy nie przychodzi nam
stosowna modlitwa czy liczenie, wsłuchiwać się w skrzypienie
zbliżającego się sufitu”.
Pamiętajmy,
że według badacza symboliki spacjalnej „postawa stojąca jest
utwierdzająca, godna i pełna rezerwy. Pozycja leżąca jest pokorna,
oznacza akceptację naszej biologicznej kondycji. Człowiek osiąga swój
pełny ludzki wymiar, kiedy stoi wyprostowany”[6]. Warto zauważyć, że
również poeta w „postawie stojącej” dostrzega ostatni gest,
umożliwiający ocalenie honoru, gest protestu wobec nieuchronnej
przemocy:
pozostało mu niewiele
właściwie tylko
wybór pozycji
właściwie tylko
wybór pozycji
w której chce umrzeć
wybór gestu
wybór ostatniego słowa
wybór gestu
wybór ostatniego słowa
dlatego nie kładzie się
do łóżka
aby uniknąć
uduszenia we śnie
do łóżka
aby uniknąć
uduszenia we śnie
chciałby do końca
stać na wysokości sytuacji
(„Pan Cogito o postawie wyprostowanej”, PC).
stać na wysokości sytuacji
(„Pan Cogito o postawie wyprostowanej”, PC).
Zakończenie
wiersza zdaje się antycypować nieuchronność pozycji horyzontalnej jako
najbardziej naturalnego sposobu doświadczania indywidualnej
eschatologii:
los patrzy mu w oczy
w miejsce gdzie była
jego głowa.
w miejsce gdzie była
jego głowa.
W
modelu bycia przedstawionym w „Ścianach” oczywiście nie pojawia się
nawet pokusa utrzymania postawy wyprostowanej – życie zostaje
metaforyzowane w aktywnej, unicestwiającej dynamice przestrzeni
„zadomowienia”, której finałem jest dosłowne unieruchomienie człowieka w
postawie horyzontalnej i w konsekwencji – anihilacja. Obok
„synonimicznej wymienności trzech typów przestrzeni: Domu, Miasta i
Kraju” [7] można dostrzec w poezji autora „Napisu” zupełnie inną
synonimię: Domu, Pułapki, Osaczenia, Klaustrofobii, Likwidacji.
Wprawdzie ludzkie działania usiłują ów łańcuch wyludniania przełamać:
„Niektórzy wpadają w popłoch i wynajmują większe mieszkanie, uciekają z
miasta i uganiają się po polach i górach. Jest to wszakże bezcelowe, bo
po pewnym czasie muszą znów wrócić do swoich klatek i wtedy widzą
jeszcze wyraźniej ubytek przestrzeni” („Ściany”, UR).
Działania
ludzkie nastawione na zachowanie własnego, terytorialnie nienaruszonego
pola egzystencji, na obronę swego miejsca na ziemi, ponoszą klęskę:
przeczą oczywistej, naturalnej jak prawo ciążenia, auto-redukcji
przestrzeni: „Ubytek przestrzeni, ubytek jadła, ubytek snu – takie jest
prawo natury. Z
pokoju poddanego procesowi redukcji trzeba kolejno usuwać wiele rzeczy:
kwiaty, szafy z ubraniami, książki, stół i krzesła – wtedy przekonujemy
się jak mało nam potrzeba” (tamże).
W
„Ścianach” nie ma wyraźnie zaznaczonego dramatu „Wyobcowania”, martwego
pejzażu [8], ani sytuacji katastrofy (zob. „runą świata ściany cztery” w
„Do Marka Aurelego”, SŚ). Anihilacja przestrzeni bycia jest zjawiskiem
niejako naturalnym, wpisanym w bliżej nieoznaczony „porządek” świata.
Motyw
ruchomych ścian zamkniętego pomieszczenia, osaczających więźnia, dobrze
znamy ze słynnej noweli E. A. Poe „Studnia i wahadło” („The Pit and the
Pendulum”) [9]. Ale jakaż różnica między agresywnością przestrzeni
Poego i spokojem przestrzeni Herberta. Autor „Czarnego kota” nie tylko
przedstawia swego bohatera „w stanie kryzysu, perwersji, załamania i
frustracji” [10], lecz przede wszystkim odsłania wieloetapowy proces
inkwizycyjnej tortury [11]: od wersji „najłagodniejszej” (skrępowanemu
więźniowi śmierć może zadać ostrze obniżającego się wahadła [12]), przez
możliwość zagryzienia przez roje szczurów, aż do wariantu
najokrutniejszego – ruch wszystkich ścian nakierowany jest na
zepchnięcie więźnia do studni, w której czai się tak krańcowa okropność,
że jej zgrozy narrator-bohater nie potrafi wyrazić [13].
Oczywiście nic z tej poetyki „czarnego romantyzmu” nie przenika do utworu Herberta. Mechanizm anihilacji przez potęgowanie ad finitum
klaustrofobii domostwa został odczarowany, pozbawiony akcentów
okrucieństwa, obecnych u Poego (możliwość zmiażdżenia lub/i strącenia w
otchłań), przeistoczył się w sterylny, geometryczny właśnie, wzór
przemijania, powiedzmy tak – deontologizacji człowieka. Ubywanie
przedmiotów, ograniczenie przestrzeni mieszkalnej, domostwo jako
naturalne uwięzienie i narzędzie egzekucji budzi w domatorze namysł
ogołocenia, wymuszonej niejako swoistej ascezy: „przekonujemy się jak
mało nam potrzeba. Na koniec łóżko” (UR 252). Czy zatem efekt owego
zaniku mieszkalnej przestrzeni można w ogóle kojarzyć z torturą, czy
raczej z kształtowaniem zgody na wyrzeczenie lub z postawą rezygnacyjną?
[14]
A
może w „Ścianach” wskazany zostaje inny modus egzystencji, niż ten,
który się najczęściej odnosi do twórczości autora „Barbarzyńcy w
ogrodzie”? Przecież zamiast Herberta-bezdomnego podróżnika [15], który
„zamieszkuje” jedynie w bezustannym przekraczaniu sytuacji alienujących
[16], dostrzegamy tu Herberta-domownika, mieszkańca skazanego na
„wyludniającą” aktywność miejsca ze swej natury przeznaczonego do
zapewnienia bezpieczeństwa [17].
Znane
rozważania Bachelarda na temat domu jako miejsca bezpieczeństwa można
opatrzyć komentarzem Heideggera: „Przestrzenie otwierają się przez to,
że człowiek je zamieszkuje” [18]. W omawianym modusie istnienia Herbert
zdaje się zauważać prawdę wprost przeciwną: „Przestrzenie zamykają się
przez to, że człowiek je zamieszkuje” [19]. Ściany emanują tęsknotą
spotkania z sobą, potrzebą wzajemnego dotyku i zamknięcia „mieszkalnego”
wnętrza, którą uniemożliwia obecność człowieka: „Płaski anioł sufitu i
rowkowany anioł podłogi tęsknią do siebie przez długą czterometrową
doczesność [20] pokoju. Wiem, że kiedyś nastąpi ich połączenie”
(„Dzienne sprawy”, UR).
Herbertowski
bohater zna owo uczucie aniołów [21], wie, że ono zwycięży, ale bierze
je w nawias. Pragnie tak żyć, jakby jego zamieszkanie było trwałe, stąd
troska nie o powiększenie (daremne przecież) przestrzeni, ale o jej
uporządkowanie, zapewnienie tymczasowej schludności: „Katastrofy to nie
nasze sprawy. Mamy ważniejsze problemy: zdjąć pajęczynę, dostrzec igłę w
szparze podłogi” (tamże).
Poetyckie mówienie przestrzeniami osaczającymi i wyludniającymi prowadzi do groteskowej relatywizacji ludzkiego spatium.
Najczęściej są to – nie waham się zaryzykować użyć terminu –
epifaniczne olśnienia pozwalające dostrzec uwięzienie całości naszego
makrokosmosu w jakiejś nieznośnej, zdegradowanej mikroprzestrzeni
marginesu codzienności, na przykład we wnętrzu domowych śmietników, w
szafie-rupieciarni („W szafie”) [22] lub w maksymalnie
klaustrofobicznej, zamkniętej przestrzeni rzeczy podręcznych, używanych
przez nieznanego Demiurga, gdzie również „Ściany zbiegają się
nieskończenie. Szła od nich cisza zenitalna”, tworząc nieprzenikniętą,
zamkniętą całość [23], którą poeta odczytuje jako „cały nasz wszechświat
zamknięty w pudełku od zapałek” [24] („Pudełko”, UR). W kontekście
klaustrofobicznych transformacji przestrzeni jakże ironicznie brzmi
incipit wiersza „Przepaść Pana Cogito” (PC): „W domu zawsze bezpiecznie”
[25].
Odwróćmy
teraz punkt widzenia. „Ściany” wyznaczają przestrzeń mieszkalną,
domostwo jako środowisko wyludniające, w klaustroboficznym uścisku
wymazujące każde poszczególne istnienie ludzkie. Jak wspomniałem na
wstępie, poeta przekłada doświadczenia czasowe (upływ życia) na
przestrzenne. W ten sposób osiąga podwójny efekt w przedstawieniu
procesu od-chodzenia-ku-śmierci. Pustoszenie przestrzeni, uczłowieczonej
dzięki zamieszkiwaniu [26], stwarza iluzję jej powiększenia („Niektórzy
wpadają w popłoch i wynajmują większe mieszkanie, uciekają z miasta i
uganiają się po polach i górach”, „Ściany”), a zarazem powoduje
narastające poczucie osaczenia – w tym wypadku poeta zgadza się z Jeanem
Améry, analitykiem egzystencji umierającego: „…obecność śmierci w życiu
to coraz bardziej wiadomy starzejącemu się powolny wzrost zachmurzenia;
sprowadza on je do lęku przed zawężeniem i uduszeniem się” [27].
Innym
wariantem spustoszonych światów klaustrofobicznych mogą być tzw.
przestrzenie wewnętrzne Pana Cogito. Herbert prowokacyjnie „profanuje”
[28] uwznioślane/uniezwyklane przez wczesnych modernistów, zwłaszcza
symbolistów, „pejzaże wewnętrzne” (mentalne), stany duszy (l’etat d’âme).
W „Ścianach” domostwo symbolizuje wzorcowe miejsce człowieka-w-świecie,
ale przecież „ja”, pojedyncze istnienie, również może być przedstawione
w symbolice spacjalnej i architektonicznej: to przestrzeń zamieszkana,
dom dla bytów mentalnych, duchowych, intelligibilnych. Dominantą
przestrzeni wewnętrznych w poezji Herberta jest klaustrofobia, która nie
wynika jednak z redukcji przestrzeni, lecz z degradacji statusu
wewnętrznej przestrzeni architektonicznej i rozgrywających się w niej
zdarzeń. Dawna „twierdza wewnętrzna”, „zamek duszy” zamienił się w
nowoczesne mieszkanie – tam gdzie uprzednio rozgrywały się mistyczne
inicjacje, obecnie panuje bałagan. Dusza jest rupieciarnią byle jakich
sprzętów, zamieszkaną przez sprzedajną muzę, a ten chaos sankcjonuje
improduktywizm właściciela domu („Codzienność duszy”, PC). Petryfikacja i
klaustrofobia ujawniają się wyraźniej tam, gdzie „pejzaż wewnętrzny”
nie zamyka się w pudełku pokoju, lecz rozciąga się w przestrzeni
otwartej, z pozoru sprzyjającej wędrówce („Pan Cogito a ruch myśli”,
PC). W tym wypadku „chmurne niskie niebo czaszki” może być uznane za
odpowiednik sufitu, wiszącego nad bohaterami „Ścian” i „Dziennych
spraw”.
Łatwo
zauważyć, iż Herbertowska „profanacja” życia wewnętrznego
(uprzedmiotowienie tego, co w nim jest duchowe, niepoznawalne,
metafizyczne) w doświadczeniach człowieka nowoczesnego polega na
udosłownieniu potocznej frazeologii, związanej z polem semantycznym sfer
mentalności (dusza, głowa, myśl itp.). Z kolei eksploatacja tej
frazeologii prowadzi donikąd, odsłania pustą niby-tajemnicę, pustą
immanencję, rzeczywistość albo chaosu („Codzienność duszy”, PC), albo
petryfikacji („Pan Cogito a ruch myśli”, PC), w każdym razie uobecnia –
zwłaszcza w formie spersonifikowanej figury – rzeczywistość nieoznaczoną
i nie znaczącą, natrętnie niekomunikatywną, absurdalną, a zarazem
ontycznie natarczywą, wywłaszczającą Pana Cogito z jego tożsamości, z
roli „właściciela głowy” („Przyszło do głowy”, EB) [29].
Wskazana
tu opozycja między dwoma modusami egzystencji: podróżniczym,
dynamicznym i domowym, statycznym jest awersem i rewersem tej samej
monety: Trwania. Bycie-tu, które rozpoznaje tożsamość ciała z
ostatecznym („eschatologicznym”) meblem swego redukowanego,
anihilowanego domostwa – łóżkiem („Na koniec łóżko”, „Ściany”), jest
zarazem wędrówką „w wąskim łóżku naszego ciała” („Higiena duszy”, SP)
[30], podróżą „tą leniwą rzeką, od Źródła Włosów po pierwszą Kataraktę
Wielkiego Paznokcia” (tamże) pogodzoną z ostateczną płaszczyzną,
wyznaczaną spotkaniem sufitu z podłogą.
POST SCRIPTUM
Powyższe
uwagi pozwalają przypuszczać, że Herbert, mimo iż przeciwstawiał się
paktowi z nicością (zob. „Potwór Pana Cogito”, ROM), to jednak
dopuszczał takie „rozwiązanie” egzystencji [31], w którym nastąpi
powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem
(„Potwór Pana Cogito”, ROM) [32].
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem
(„Potwór Pana Cogito”, ROM) [32].
Ontyczne
osaczenie (redukcja podstawowej przestrzeni bycia-tu) nie zawsze – jak
poeta wskazał w omawianych utworach – pozwala wykrzesać z obszaru swego
domostwa sygnały Transcendencji, często skłania ku wszechaspektowej
minimalizacji [33] („Ściany”), a zarazem dowartościowuje codzienne,
swojskie minima, które okazują się faktycznie jedynie pewną osnową
ludzkiego istnienia i potwierdzeniem jego indywidualnej tożsamości [34].
Jednocześnie demaskuje niezauważalny, swoisty, anonimowy „absolut”,
który „objawia się” w traktowaniu przestrzeni zadomowienia jako
najbardziej poręcznego narzędzia nicestwienia („Ściany”, „Dzienne
sprawy”) lub ontycznej marginalizacji bycia („Pudełko”, „W szafie”),
„absolut”, któremu na imię – doskonała obojętność świata [35] („nikt nas
nie pocieszy” jak w „Przesłaniu Pana Cogito”, PC).
PRZYPISY:
[1]
Z. Herbert, „Utwory rozproszone (Rekonesans)”, Kraków 2010, s. 252.
Dalsze cytaty z tego wydania oznaczam w tekście głównym skrótem UR,
podając tytuł wiersza i numer strony. Z Komentarza edytora: „Utwór dotąd
niepublikowany, odczytany z rękopisu. Brulion zaniechanego utworu z
kręgu „Raportu z oblężonego Miasta”. (UR 404).
[2]
Zob. m. in. A. Legeżyńska, „Zbigniew Herbert: Dom na ziemi niczyjej” w:
Taż, „Dom i poetycka bezdomność w liryce współczesnej”, Warszawa 1996,
s. 95-124.
[3]
Ten sposób traktowania wyobraźni jest charakterystyczny dla Pana
Cogito: „kochał / płaski horyzont / linię prostą / przyciąganie ziemi”
(Z. Herbert, „Pan Cogito i wyobraźnia”, ROM).
[4]
Zob. interpretację tego wiersza w artykule P. Panasa „Herbertowe „ars
moriendi”. Wiersze o nadchodzącej śmierci” w: „Wyraz wyłuskany z piersi.
Szkice o twórczości Zbigniewa Herberta”, Lublin 2006, cz. II, „Pamięć i
tożsamość”, pod red. J. M. Ruszara i M. Zielińskiego, s. 219-221.
[5]
Można zapytać, czy w twórczości Herberta „zawsze użycie przez poetę
słowa „dom” będzie zależeć od czasu i historii”? (Zob. D. Poślednia,
„Dom i „miejsca codziennej udręki” w poezji Zbigniewa Herberta” w:
„Powrót do domu. Studia z antropologii i poetyki przestrzeni”, praca
zbior. pod red. D. Kulczyckiej i A. Seul, Zielona Góra 2012, s. 157.).
Zwracam uwagę, że w omawianych przeze mnie utworach poeta używa
najczęściej innych terminów: „pokój”, „mieszkanie”, które jednak można
uznać za egzystencjalistyczne, ahistoryczne synonimy „domu”.
[6] Yi-Fu Tuan, „Przestrzeń i miejsce”, przeł. A. Morawińska, Warszawa 1987, s. 54.
[7] A. Legeżyńska, dz. cyt., s. 119.
[8]
Zob. M. Mikołajczak, „Martwe pejzaże” w: Taż, „Pomiędzy końcem i
apokalipsą. O wyobraźni poetyckiej Zbigniewa Herberta”, Wrocław 2007, s.
156-162.
[9]
W najnowszych polskich opracowaniach twórczości Poego interesujący nas
utwór zasłużył na marginalne wzmianki. Zob. „E. A. Poe. Klasyk grozy i
perwersji – i nie tylko…” pod red. E. Kasperskiego i Ż. Nalewajk,
Warszawa 2009; „Edgar Allan Poe – niedoceniony nowator”, pod red. E.
Kasperskiego i Ż. Nalewajk, Wrocław 2010. Najwięcej uwagi poświęcił mu
S. Studniarz, „Tragiczna wizja. Rzecz o nowelistyce Poego”, Toruń 2012,
s. 104, 125-126, 136,
[10] E. Kasperski, „Poe i historia” w: „E. A. Poe. Klasyk grozy i perwersji…”, s. 46.
[11] Zob. D. Plucińska, „Poe wobec gotycyzmu („Zagłada domu Usherów”)” w: „Edgar Allan Poe – niedoceniony nowator”, s. 74.
[12]
S. Studniarz dostrzega w wahadle „motyw <<Kosy Czasu>>,
który pozwala unaocznić „dosłowne, konkretne przedstawienie Czasu jako
narzędzia zagłady” (dz. cyt., s. 125). Her-bert pozbawia analogiczny
ruch ścian romantycznej frenezji, nadaje przestrzeni niejako naturalną
funkcję eliminacji jednostki – bez nadwyżki tragizmu.
[13]
„…w pierwszym, obłąkanym mgnieniu duch mój wzdragał się pojąć, co tam
ujrzałem. W końcu jednakże przemogło […] zagrzęzło ognistym piętnem w
moim struchlałym mózgu. O, dajcie mówić! − o, zgrozo! – och, raczej
wszystko, byle nie to!” E. A. Poe, „Studnia i wahadło”, w: Tenże,
„Opowiadania”¸ przeł. S. Wyrzykowski, Warszawa 1989, t. 1, s. 337.
[14]
Granica między istnieniem-uwięzieniem-torturą a rezygnacją-pokonaniem
są nieostre, niekiedy synonimiczne. Zob. S. Beckett, „Wyludniacz” w:
Tenże, „No właśnie co”, przeł. A. Libera, Warszawa 2010. Utwór Herberta
jest równie daleki od romantycznego horroru (Poe), jak i od
egzystencjalistycznego, nihilistycznego inferna (Beckett).
[15] Zob. m. in. A. Legeżynska, dz. cyt., s. 95.
[16]
„Pan Cogito zadaje kłam wszelkiemu zadomowieniu w drodze: ukazuje
drogę, przejście jako sekwencję sytuacji alienujących, a zarazem
wskazuje, iż jedyną szansą Bycia jest za-mieszkanie w ich bezustannym
przekraczaniu, które czy to jako transgresyjne przełamywanie osaczenia,
czy jako kenotyczne poddanie się okrucieństwu, jest świadectwem ciągłego
i nigdy nie ukończonego odzyskiwania siebie (integracja) w równie
ciągłym traceniu, anihilowaniu „ja” (rozproszenie).” W. Gutowski,
„Pokusy integracji i rozproszenia. Zbigniewa Herberta kłopot z
istnieniem”. w: „Między nami a światłem. Bóg i świat w twórczości
Zbigniewa Her-berta”. Szkice pod red. G. Halkiewicz-Sojak, J. M. Ruszara
i R. Siomy, s. 53-54.
[17]
„Dom jest miejscem intymnym.” Yi-Fu Tuan, dz. cyt., s. 183;. „…punktem
wyjścia dla analizy obrazów domu będzie poczucie intymności,
schronienia, bezpieczeństwa.” J. Błoński, „Teoria obrazu poetyckiego
Gastona Bachelarda”, „Pamiętnik Literacki”, 1962, z. 1, s. 316. Zob. też
H. Buczyńska-Garewicz, „Szczęście domu” w: Taż, „Miejsca, strony,
okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni”, Kraków 2006.
[18]
M. Heidegger, „Budować, mieszkać, myśleć”, przeł. K. Michalski, w:
Tenże, „Budować, mieszkać, myśleć. Eseje wybrane”, Warszawa 1977, s.
329.
[19] Zob. dwuznaczność „nieobecnej obecności” i „obecnej nieobecności” w wierszu „Dom poety”, N.
[20]
Skoro przestrzeń pokoju jest modelem doczesności, można mniemać, że
spotkanie podłogi i sufitu jest sygnałem wieczności, (ale, oczywiście,
nie Transcendencji!), jeśli nie bezprzestrzennej i nie bezwymiarowej
(pozostają przecież dwa wymiary), to na pewno nieudomowionej,
nieludzkiej.
[21]
Pomijam tu istotną kwestię, która mogłaby zainicjować alternatywną
interpretację utworu „Ściany” i usytuować go na przeciwnym biegunie
symboliki specjalnej. Yi-Fu Tuan przypomina: „<<Im więcej jest
aniołów, tym więcej wolnej przestrzeni>> − powiedział erudyta,
uczony i teolog Swedenborg […] – bo istotą anioła jest nie używanie
przestrzeni, ale jej tworzenie przez bezinteresowne czyny.”, dz. cyt. s.
87-88.
[22]
„…odkryłem, na czym polega oszustwo. Mieszkamy we wnętrzu szafy, na
samym dnie zapomnienia […] Sześć brązowych ścian, nogawki chmur nad
głową i to, co do niedawna uważaliśmy za katedrę – a jest smukłą butelką
zwietrzałych perfum.” („W szafie”, HPG). Świat przedstawiony –
zdemaskowany przez podmiot obdarzony ponadświatową wiedzą – przypomina
dzieło złośliwego Demiurga (co wzmacnia obecność „śladu gnostyckiego” w
twórczości autora „Napisu”).
[23]
Zwracam uwagę na geometryczną dwuznaczność usytuowania ścian, które
zamykają, a jednocześnie implikują nieskończoność. „Ciszę zenitalną”
warto porównać z nieosiągalnym dla mieszkańców „zenitem” w
arcyklaustrofobicznym mikrowszechświecie S. Becketta przed-stawionym w
prozie „Wyludniacz”. Zob. przypis 14.
[24]
Jedyną pseudo-epifanią jest tu błysk zapalanej zapałki. Dyskretnie,
lecz wyraźnie klaustrofobia łączy się z atrybutami piekła. Powtarzam:
obydwa omawiane wyżej wiersze wskazują, iż w twórczości Herberta
pobrzmiewają, wprawdzie rzadko na pierwszym planie (jak np. w „Dębach”),
echa gnostycyzmu.
[25]
Por. bardziej optymistyczną, ale chyba wobec opisanych przestrzeni
domowych nie całkiem trafną, opinię: „Domy stanowią dla współczesnego
człowieka enklawę.” D. Poślednia, dz. cyt., s. 169.
[26] Zob. M. Heidegger, dz. cyt.
[27]
J. Améry, „O starzeniu się. Bunt i rezygnacja” w: „O starzeniu się.
Bunt i rezygnacja; Pod-nieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej
śmierci.” Przeł. B. Baran, Warszawa 2007, s. 126. Zob. również mój
artykuł „Świadomość bezlitosna. Uwagi na marginesie esejów Jeana
Amery’ego” w: W. Gutowski, „Między inicjacją a nicością. Studia i szkice
o literaturze modernizmu”, Bydgoszcz 2013.
[28] Dosłownie: „desakralizuje”, umieszcza w sferze „profanum”, doczesnego, świeckiego, a nawet więcej: „byle jakiego”.
[28] Dosłownie: „desakralizuje”, umieszcza w sferze „profanum”, doczesnego, świeckiego, a nawet więcej: „byle jakiego”.
[29]
Zob. wnikliwą interpretację tego wiersza w książce D.
Zawistowskiej-Toczek, „Stary po-eta. „Ars moriendi” w późnej twórczości
Zbigniewa Herberta” [„Biblioteka Pana Cogito” pod red. J. M. Ruszara],
Lublin 2008, s. 477-481. Autorka zauważa: „lęk wobec intruza, […] nie
pozwala głośno przyznać, iż niepożądany gość to w istocie uporczywa myśl
o śmierci” (s. 478).
[30] „Żyjemy w wąskim łóżku naszego ciała. Tylko niedoświadczeni wiercą się w nim bez ustanku.” „Higiena duszy”, SP)
[31] Por. analogiczną sytuację w utworze „Próba rozwiązania mitologii”, N.
[32]
Niektórzy krytycy dostrzegają w poezji Herberta heroiczny apel,
wskazujący wyraźną (heroiczną?) tezę. Na przykład: „Nicość jest w
świecie człowieka, sami ową nicość tworzymy, nicość ogarnia nas, ale
naszym zadaniem jest nie dać się jej pokonać.” P. Abriszewska,
„Przeżycie egzystencjalne Pana Cogito” w: „Między nami a światłem…”, dz.
cyt. , s. 334. Myślą przewodnią mojego szkicu jest przekonanie, że
poeta – nie przecząc powyższej konstatacji – był również wrażliwy na
doświadczenia egzystencjalne, takiemu heroizmowi niedostępne. Zob. też
Z. Herbert, |Praktyczne przepisy na wypadek katastrofy”, N.
[33] Której nie można bynajmniej utożsamiać z ascetyczną kenozą, z samoogołoceniem.
[34]
Warto pamiętać, że te codzienne, prywatne minima stają się w poezji
Herberta sygnaturą indywidualnego człowieczeństwa w totalizujących
sytuacjach eschatologicznych (zob. m. in. „U wrót doliny”, HPG)
[35]
„Fenomen obojętności świata należy do doświadczeń fundamentalnych, tj.
takich, których niepodobna zinterpretować jako poszczególnych przypadków
innej, pierwotniejszej potrzeby.” L. Kołakowski, „Obecność mitu”,
Wrocław 1994, s. 79.
Komentarze
Prześlij komentarz