Przejdź do głównej zawartości

Wojciech Gutowski, „Ściany” Zbigniewa Herberta



Wojciech Gutowski „Ściany” Zbigniewa Herberta


Wojciech Gutowski
W kręgu Herbertowskiej przestrzennej symboliki egzystencji
Kilka myśli z powodu prozy poetyckiej „Ściany”
„Ściany” [1] są utworem wartym uwagi choćby dlatego, że przełamują pewne ustalone style lektury symboliki spacjalnej w twórczości „Pana Cogito”. Wskazują, iż poczucie bezdomności [2] Herbertowskiego bohatera jest zakorzenione w najbardziej uniwersalnym obrazie statusu jego egzystencji, przedstawionym more geometrico [3]. Pamiętajmy, że w tej poezji również śmierć nadaje życiu najprostszy kształt, wpisuje je w jakby najdoskonalszą figurę prostoty:

kiedy linia życia
układa się posłusznie
jak płaski horyzont
jak struna po koncercie.
(„Ostatnie słowa”, UR) [4]

W omawianym utworze poczucie naturalnej likwidacji przestrzennego dominium Istniejącego nie jest tylko jednostkowym (ani tym mniej – subiektywnym) doświadczeniem, stanowi niezbywalny atrybut bycia. Poeta, mówiąc najprościej, dokonuje przekładu temporalnych aspektów ludzkiej kondycji na kategorie przestrzenne. Pokój, synonim Domu staje się zarazem ekwiwalentem upływającego czasu-ku-śmierci. Zostaje ukazany jako swoista „maszyna” złożona z ruchomych ścian, podłogi i sufitu powoli zbliżających się ku sobie, co oznacza redukcję zamieszkanej przestrzeni [5], powolny zanik najbliższego otoczenia, odebranie człowiekowi możliwości ruchu:
„To zdarza się niepostrzeżenie, pewnego dnia ściany pokoju zaczynają się ku nam zbliżać. Dzieje się to wolno. Także podłoga unosi się milimetr po milimetrze, a sufit, nasze gipsowe niebo, dyskretnie opada” („Ściany”, UR). W konsekwencji człowiek musi przyjąć, jedynie możliwą w tej sytuacji, pozycję horyzontalną: „Wtedy trzeba położyć się na podłodze, ręce złożyć na piersi, zamknąć oczy i jeśli do głowy nie przychodzi nam stosowna modlitwa czy liczenie, wsłuchiwać się w skrzypienie zbliżającego się sufitu”.
Pamiętajmy, że według badacza symboliki spacjalnej „postawa stojąca jest utwierdzająca, godna i pełna rezerwy. Pozycja leżąca jest pokorna, oznacza akceptację naszej biologicznej kondycji. Człowiek osiąga swój pełny ludzki wymiar, kiedy stoi wyprostowany”[6]. Warto zauważyć, że również poeta w „postawie stojącej” dostrzega ostatni gest, umożliwiający ocalenie honoru, gest protestu wobec nieuchronnej przemocy:

pozostało mu niewiele
właściwie tylko
wybór pozycji
w której chce umrzeć
wybór gestu
wybór ostatniego słowa
dlatego nie kładzie się
do łóżka
aby uniknąć
uduszenia we śnie
chciałby do końca
stać na wysokości sytuacji
(„Pan Cogito o postawie wyprostowanej”, PC).

Zakończenie wiersza zdaje się antycypować nieuchronność pozycji horyzontalnej jako najbardziej naturalnego sposobu doświadczania indywidualnej eschatologii:

los patrzy mu w oczy
w miejsce gdzie była
jego głowa.

W modelu bycia przedstawionym w „Ścianach” oczywiście nie pojawia się nawet pokusa utrzymania postawy wyprostowanej – życie zostaje metaforyzowane w aktywnej, unicestwiającej dynamice przestrzeni „zadomowienia”, której finałem jest dosłowne unieruchomienie człowieka w postawie horyzontalnej i w konsekwencji – anihilacja. Obok „synonimicznej wymienności trzech typów przestrzeni: Domu, Miasta i Kraju” [7] można dostrzec w poezji autora „Napisu” zupełnie inną synonimię: Domu, Pułapki, Osaczenia, Klaustrofobii, Likwidacji. Wprawdzie ludzkie działania usiłują ów łańcuch wyludniania przełamać: „Niektórzy wpadają w popłoch i wynajmują większe mieszkanie, uciekają z miasta i uganiają się po polach i górach. Jest to wszakże bezcelowe, bo po pewnym czasie muszą znów wrócić do swoich klatek i wtedy widzą jeszcze wyraźniej ubytek przestrzeni” („Ściany”, UR).
Działania ludzkie nastawione na zachowanie własnego, terytorialnie nienaruszonego pola egzystencji, na obronę swego miejsca na ziemi, ponoszą klęskę: przeczą oczywistej, naturalnej jak prawo ciążenia, auto-redukcji przestrzeni: „Ubytek przestrzeni, ubytek jadła, ubytek snu – takie jest prawo natury. Z pokoju poddanego procesowi redukcji trzeba kolejno usuwać wiele rzeczy: kwiaty, szafy z ubraniami, książki, stół i krzesła – wtedy przekonujemy się jak mało nam potrzeba” (tamże).
W „Ścianach” nie ma wyraźnie zaznaczonego dramatu „Wyobcowania”, martwego pejzażu [8], ani sytuacji katastrofy (zob. „runą świata ściany cztery” w „Do Marka Aurelego”, SŚ). Anihilacja przestrzeni bycia jest zjawiskiem niejako naturalnym, wpisanym w bliżej nieoznaczony „porządek” świata.
Motyw ruchomych ścian zamkniętego pomieszczenia, osaczających więźnia, dobrze znamy ze słynnej noweli E. A. Poe „Studnia i wahadło” („The Pit and the Pendulum”) [9]. Ale jakaż różnica między agresywnością przestrzeni Poego i spokojem przestrzeni Herberta. Autor „Czarnego kota” nie tylko przedstawia swego bohatera „w stanie kryzysu, perwersji, załamania i frustracji” [10], lecz przede wszystkim odsłania wieloetapowy proces inkwizycyjnej tortury [11]: od wersji „najłagodniejszej” (skrępowanemu więźniowi śmierć może zadać ostrze obniżającego się wahadła [12]), przez możliwość zagryzienia przez roje szczurów, aż do wariantu najokrutniejszego – ruch wszystkich ścian nakierowany jest na zepchnięcie więźnia do studni, w której czai się tak krańcowa okropność, że jej zgrozy narrator-bohater nie potrafi wyrazić [13].
Oczywiście nic z tej poetyki „czarnego romantyzmu” nie przenika do utworu Herberta. Mechanizm anihilacji przez potęgowanie ad finitum klaustrofobii domostwa został odczarowany, pozbawiony akcentów okrucieństwa, obecnych u Poego (możliwość zmiażdżenia lub/i strącenia w otchłań), przeistoczył się w sterylny, geometryczny właśnie, wzór przemijania, powiedzmy tak – deontologizacji człowieka. Ubywanie przedmiotów, ograniczenie przestrzeni mieszkalnej, domostwo jako naturalne uwięzienie i narzędzie egzekucji budzi w domatorze namysł ogołocenia, wymuszonej niejako swoistej ascezy: „przekonujemy się jak mało nam potrzeba. Na koniec łóżko” (UR 252). Czy zatem efekt owego zaniku mieszkalnej przestrzeni można w ogóle kojarzyć z torturą, czy raczej z kształtowaniem zgody na wyrzeczenie lub z postawą rezygnacyjną? [14]
A może w „Ścianach” wskazany zostaje inny modus egzystencji, niż ten, który się najczęściej odnosi do twórczości autora „Barbarzyńcy w ogrodzie”? Przecież zamiast Herberta-bezdomnego podróżnika [15], który „zamieszkuje” jedynie w bezustannym przekraczaniu sytuacji alienujących [16], dostrzegamy tu Herberta-domownika, mieszkańca skazanego na „wyludniającą” aktywność miejsca ze swej natury przeznaczonego do zapewnienia bezpieczeństwa [17].
Znane rozważania Bachelarda na temat domu jako miejsca bezpieczeństwa można opatrzyć komentarzem Heideggera: „Przestrzenie otwierają się przez to, że człowiek je zamieszkuje” [18]. W omawianym modusie istnienia Herbert zdaje się zauważać prawdę wprost przeciwną: „Przestrzenie zamykają się przez to, że człowiek je zamieszkuje” [19]. Ściany emanują tęsknotą spotkania z sobą, potrzebą wzajemnego dotyku i zamknięcia „mieszkalnego” wnętrza, którą uniemożliwia obecność człowieka: „Płaski anioł sufitu i rowkowany anioł podłogi tęsknią do siebie przez długą czterometrową doczesność [20] pokoju. Wiem, że kiedyś nastąpi ich połączenie” („Dzienne sprawy”, UR).
Herbertowski bohater zna owo uczucie aniołów [21], wie, że ono zwycięży, ale bierze je w nawias. Pragnie tak żyć, jakby jego zamieszkanie było trwałe, stąd troska nie o powiększenie (daremne przecież) przestrzeni, ale o jej uporządkowanie, zapewnienie tymczasowej schludności: „Katastrofy to nie nasze sprawy. Mamy ważniejsze problemy: zdjąć pajęczynę, dostrzec igłę w szparze podłogi” (tamże).
Poetyckie mówienie przestrzeniami osaczającymi i wyludniającymi prowadzi do groteskowej relatywizacji ludzkiego spatium. Najczęściej są to – nie waham się zaryzykować użyć terminu – epifaniczne olśnienia pozwalające dostrzec uwięzienie całości naszego makrokosmosu w jakiejś nieznośnej, zdegradowanej mikroprzestrzeni marginesu codzienności, na przykład we wnętrzu domowych śmietników, w szafie-rupieciarni („W szafie”) [22] lub w maksymalnie klaustrofobicznej, zamkniętej przestrzeni rzeczy podręcznych, używanych przez nieznanego Demiurga, gdzie również „Ściany zbiegają się nieskończenie. Szła od nich cisza zenitalna”, tworząc nieprzenikniętą, zamkniętą całość [23], którą poeta odczytuje jako „cały nasz wszechświat zamknięty w pudełku od zapałek” [24] („Pudełko”, UR). W kontekście klaustrofobicznych transformacji przestrzeni jakże ironicznie brzmi incipit wiersza „Przepaść Pana Cogito” (PC): „W domu zawsze bezpiecznie” [25].
Odwróćmy teraz punkt widzenia. „Ściany” wyznaczają przestrzeń mieszkalną, domostwo jako środowisko wyludniające, w klaustroboficznym uścisku wymazujące każde poszczególne istnienie ludzkie. Jak wspomniałem na wstępie, poeta przekłada doświadczenia czasowe (upływ życia) na przestrzenne. W ten sposób osiąga podwójny efekt w przedstawieniu procesu od-chodzenia-ku-śmierci. Pustoszenie przestrzeni, uczłowieczonej dzięki zamieszkiwaniu [26], stwarza iluzję jej powiększenia („Niektórzy wpadają w popłoch i wynajmują większe mieszkanie, uciekają z miasta i uganiają się po polach i górach”, „Ściany”), a zarazem powoduje narastające poczucie osaczenia – w tym wypadku poeta zgadza się z Jeanem Améry, analitykiem egzystencji umierającego: „…obecność śmierci w życiu to coraz bardziej wiadomy starzejącemu się powolny wzrost zachmurzenia; sprowadza on je do lęku przed zawężeniem i uduszeniem się” [27].
Innym wariantem spustoszonych światów klaustrofobicznych mogą być tzw. przestrzenie wewnętrzne Pana Cogito. Herbert prowokacyjnie „profanuje” [28] uwznioślane/uniezwyklane przez wczesnych modernistów, zwłaszcza symbolistów, „pejzaże wewnętrzne” (mentalne), stany duszy (l’etat d’âme). W „Ścianach” domostwo symbolizuje wzorcowe miejsce człowieka-w-świecie, ale przecież „ja”, pojedyncze istnienie, również może być przedstawione w symbolice spacjalnej i architektonicznej: to przestrzeń zamieszkana, dom dla bytów mentalnych, duchowych, intelligibilnych. Dominantą przestrzeni wewnętrznych w poezji Herberta jest klaustrofobia, która nie wynika jednak z redukcji przestrzeni, lecz z degradacji statusu wewnętrznej przestrzeni architektonicznej i rozgrywających się w niej zdarzeń. Dawna „twierdza wewnętrzna”, „zamek duszy” zamienił się w nowoczesne mieszkanie – tam gdzie uprzednio rozgrywały się mistyczne inicjacje, obecnie panuje bałagan. Dusza jest rupieciarnią byle jakich sprzętów, zamieszkaną przez sprzedajną muzę, a ten chaos sankcjonuje improduktywizm właściciela domu („Codzienność duszy”, PC). Petryfikacja i klaustrofobia ujawniają się wyraźniej tam, gdzie „pejzaż wewnętrzny” nie zamyka się w pudełku pokoju, lecz rozciąga się w przestrzeni otwartej, z pozoru sprzyjającej wędrówce („Pan Cogito a ruch myśli”, PC). W tym wypadku „chmurne niskie niebo czaszki” może być uznane za odpowiednik sufitu, wiszącego nad bohaterami „Ścian” i „Dziennych spraw”.
Łatwo zauważyć, iż Herbertowska „profanacja” życia wewnętrznego (uprzedmiotowienie tego, co w nim jest duchowe, niepoznawalne, metafizyczne) w doświadczeniach człowieka nowoczesnego polega na udosłownieniu potocznej frazeologii, związanej z polem semantycznym sfer mentalności (dusza, głowa, myśl itp.). Z kolei eksploatacja tej frazeologii prowadzi donikąd, odsłania pustą niby-tajemnicę, pustą immanencję, rzeczywistość albo chaosu („Codzienność duszy”, PC), albo petryfikacji („Pan Cogito a ruch myśli”, PC), w każdym razie uobecnia – zwłaszcza w formie spersonifikowanej figury – rzeczywistość nieoznaczoną i nie znaczącą, natrętnie niekomunikatywną, absurdalną, a zarazem ontycznie natarczywą, wywłaszczającą Pana Cogito z jego tożsamości, z roli „właściciela głowy” („Przyszło do głowy”, EB) [29].
Wskazana tu opozycja między dwoma modusami egzystencji: podróżniczym, dynamicznym i domowym, statycznym jest awersem i rewersem tej samej monety: Trwania. Bycie-tu, które rozpoznaje tożsamość ciała z ostatecznym („eschatologicznym”) meblem swego redukowanego, anihilowanego domostwa – łóżkiem („Na koniec łóżko”, „Ściany”), jest zarazem wędrówką „w wąskim łóżku naszego ciała” („Higiena duszy”, SP) [30], podróżą „tą leniwą rzeką, od Źródła Włosów po pierwszą Kataraktę Wielkiego Paznokcia” (tamże) pogodzoną z ostateczną płaszczyzną, wyznaczaną spotkaniem sufitu z podłogą.


POST SCRIPTUM

Powyższe uwagi pozwalają przypuszczać, że Herbert, mimo iż przeciwstawiał się paktowi z nicością (zob. „Potwór Pana Cogito”, ROM), to jednak dopuszczał takie „rozwiązanie” egzystencji [31], w którym nastąpi

powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem
(„Potwór Pana Cogito”, ROM) [32].

Ontyczne osaczenie (redukcja podstawowej przestrzeni bycia-tu) nie zawsze – jak poeta wskazał w omawianych utworach – pozwala wykrzesać z obszaru swego domostwa sygnały Transcendencji, często skłania ku wszechaspektowej minimalizacji [33] („Ściany”), a zarazem dowartościowuje codzienne, swojskie minima, które okazują się faktycznie jedynie pewną osnową ludzkiego istnienia i potwierdzeniem jego indywidualnej tożsamości [34]. Jednocześnie demaskuje niezauważalny, swoisty, anonimowy „absolut”, który „objawia się” w traktowaniu przestrzeni zadomowienia jako najbardziej poręcznego narzędzia nicestwienia („Ściany”, „Dzienne sprawy”) lub ontycznej marginalizacji bycia („Pudełko”, „W szafie”), „absolut”, któremu na imię – doskonała obojętność świata [35] („nikt nas nie pocieszy” jak w „Przesłaniu Pana Cogito”, PC).


PRZYPISY:
[1] Z. Herbert, „Utwory rozproszone (Rekonesans)”, Kraków 2010, s. 252. Dalsze cytaty z tego wydania oznaczam w tekście głównym skrótem UR, podając tytuł wiersza i numer strony. Z Komentarza edytora: „Utwór dotąd niepublikowany, odczytany z rękopisu. Brulion zaniechanego utworu z kręgu „Raportu z oblężonego Miasta”. (UR 404).
[2] Zob. m. in. A. Legeżyńska, „Zbigniew Herbert: Dom na ziemi niczyjej” w: Taż, „Dom i poetycka bezdomność w liryce współczesnej”, Warszawa 1996, s. 95-124.
[3] Ten sposób traktowania wyobraźni jest charakterystyczny dla Pana Cogito: „kochał / płaski horyzont / linię prostą / przyciąganie ziemi” (Z. Herbert, „Pan Cogito i wyobraźnia”, ROM).
[4] Zob. interpretację tego wiersza w artykule P. Panasa „Herbertowe „ars moriendi”. Wiersze o nadchodzącej śmierci” w: „Wyraz wyłuskany z piersi. Szkice o twórczości Zbigniewa Herberta”, Lublin 2006, cz. II, „Pamięć i tożsamość”, pod red. J. M. Ruszara i M. Zielińskiego, s. 219-221.
[5] Można zapytać, czy w twórczości Herberta „zawsze użycie przez poetę słowa „dom” będzie zależeć od czasu i historii”? (Zob. D. Poślednia, „Dom i „miejsca codziennej udręki” w poezji Zbigniewa Herberta” w: „Powrót do domu. Studia z antropologii i poetyki przestrzeni”, praca zbior. pod red. D. Kulczyckiej i A. Seul, Zielona Góra 2012, s. 157.). Zwracam uwagę, że w omawianych przeze mnie utworach poeta używa najczęściej innych terminów: „pokój”, „mieszkanie”, które jednak można uznać za egzystencjalistyczne, ahistoryczne synonimy „domu”.
[6] Yi-Fu Tuan, „Przestrzeń i miejsce”, przeł. A. Morawińska, Warszawa 1987, s. 54.
[7] A. Legeżyńska, dz. cyt., s. 119.
[8] Zob. M. Mikołajczak, „Martwe pejzaże” w: Taż, „Pomiędzy końcem i apokalipsą. O wyobraźni poetyckiej Zbigniewa Herberta”, Wrocław 2007, s. 156-162.
[9] W najnowszych polskich opracowaniach twórczości Poego interesujący nas utwór zasłużył na marginalne wzmianki. Zob. „E. A. Poe. Klasyk grozy i perwersji – i nie tylko…” pod red. E. Kasperskiego i Ż. Nalewajk, Warszawa 2009; „Edgar Allan Poe – niedoceniony nowator”, pod red. E. Kasperskiego i Ż. Nalewajk, Wrocław 2010. Najwięcej uwagi poświęcił mu S. Studniarz, „Tragiczna wizja. Rzecz o nowelistyce Poego”, Toruń 2012, s. 104, 125-126, 136,
[10] E. Kasperski, „Poe i historia” w: „E. A. Poe. Klasyk grozy i perwersji…”, s. 46.
[11] Zob. D. Plucińska, „Poe wobec gotycyzmu („Zagłada domu Usherów”)” w: „Edgar Allan Poe – niedoceniony nowator”, s. 74.
[12] S. Studniarz dostrzega w wahadle „motyw <<Kosy Czasu>>, który pozwala unaocznić „dosłowne, konkretne przedstawienie Czasu jako narzędzia zagłady” (dz. cyt., s. 125). Her-bert pozbawia analogiczny ruch ścian romantycznej frenezji, nadaje przestrzeni niejako naturalną funkcję eliminacji jednostki – bez nadwyżki tragizmu.
[13] „…w pierwszym, obłąkanym mgnieniu duch mój wzdragał się pojąć, co tam ujrzałem. W końcu jednakże przemogło […] zagrzęzło ognistym piętnem w moim struchlałym mózgu. O, dajcie mówić! − o, zgrozo! – och, raczej wszystko, byle nie to!” E. A. Poe, „Studnia i wahadło”, w: Tenże, „Opowiadania”¸ przeł. S. Wyrzykowski, Warszawa 1989, t. 1, s. 337.
[14] Granica między istnieniem-uwięzieniem-torturą a rezygnacją-pokonaniem są nieostre, niekiedy synonimiczne. Zob. S. Beckett, „Wyludniacz” w: Tenże, „No właśnie co”, przeł. A. Libera, Warszawa 2010. Utwór Herberta jest równie daleki od romantycznego horroru (Poe), jak i od egzystencjalistycznego, nihilistycznego inferna (Beckett).
[15] Zob. m. in. A. Legeżynska, dz. cyt., s. 95.
[16] „Pan Cogito zadaje kłam wszelkiemu zadomowieniu w drodze: ukazuje drogę, przejście jako sekwencję sytuacji alienujących, a zarazem wskazuje, iż jedyną szansą Bycia jest za-mieszkanie w ich bezustannym przekraczaniu, które czy to jako transgresyjne przełamywanie osaczenia, czy jako kenotyczne poddanie się okrucieństwu, jest świadectwem ciągłego i nigdy nie ukończonego odzyskiwania siebie (integracja) w równie ciągłym traceniu, anihilowaniu „ja” (rozproszenie).” W. Gutowski, „Pokusy integracji i rozproszenia. Zbigniewa Herberta kłopot z istnieniem”. w: „Między nami a światłem. Bóg i świat w twórczości Zbigniewa Her-berta”. Szkice pod red. G. Halkiewicz-Sojak, J. M. Ruszara i R. Siomy, s. 53-54.
[17] „Dom jest miejscem intymnym.” Yi-Fu Tuan, dz. cyt., s. 183;. „…punktem wyjścia dla analizy obrazów domu będzie poczucie intymności, schronienia, bezpieczeństwa.” J. Błoński, „Teoria obrazu poetyckiego Gastona Bachelarda”, „Pamiętnik Literacki”, 1962, z. 1, s. 316. Zob. też H. Buczyńska-Garewicz, „Szczęście domu” w: Taż, „Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni”, Kraków 2006.
[18] M. Heidegger, „Budować, mieszkać, myśleć”, przeł. K. Michalski, w: Tenże, „Budować, mieszkać, myśleć. Eseje wybrane”, Warszawa 1977, s. 329.
[19] Zob. dwuznaczność „nieobecnej obecności” i „obecnej nieobecności” w wierszu „Dom poety”, N.
[20] Skoro przestrzeń pokoju jest modelem doczesności, można mniemać, że spotkanie podłogi i sufitu jest sygnałem wieczności, (ale, oczywiście, nie Transcendencji!), jeśli nie bezprzestrzennej i nie bezwymiarowej (pozostają przecież dwa wymiary), to na pewno nieudomowionej, nieludzkiej.
[21] Pomijam tu istotną kwestię, która mogłaby zainicjować alternatywną interpretację utworu „Ściany” i usytuować go na przeciwnym biegunie symboliki specjalnej. Yi-Fu Tuan przypomina: „<<Im więcej jest aniołów, tym więcej wolnej przestrzeni>> − powiedział erudyta, uczony i teolog Swedenborg […] – bo istotą anioła jest nie używanie przestrzeni, ale jej tworzenie przez bezinteresowne czyny.”, dz. cyt. s. 87-88.
[22] „…odkryłem, na czym polega oszustwo. Mieszkamy we wnętrzu szafy, na samym dnie zapomnienia […] Sześć brązowych ścian, nogawki chmur nad głową i to, co do niedawna uważaliśmy za katedrę – a jest smukłą butelką zwietrzałych perfum.” („W szafie”, HPG). Świat przedstawiony – zdemaskowany przez podmiot obdarzony ponadświatową wiedzą – przypomina dzieło złośliwego Demiurga (co wzmacnia obecność „śladu gnostyckiego” w twórczości autora „Napisu”).
[23] Zwracam uwagę na geometryczną dwuznaczność usytuowania ścian, które zamykają, a jednocześnie implikują nieskończoność. „Ciszę zenitalną” warto porównać z nieosiągalnym dla mieszkańców „zenitem” w arcyklaustrofobicznym mikrowszechświecie S. Becketta przed-stawionym w prozie „Wyludniacz”. Zob. przypis 14.
[24] Jedyną pseudo-epifanią jest tu błysk zapalanej zapałki. Dyskretnie, lecz wyraźnie klaustrofobia łączy się z atrybutami piekła. Powtarzam: obydwa omawiane wyżej wiersze wskazują, iż w twórczości Herberta pobrzmiewają, wprawdzie rzadko na pierwszym planie (jak np. w „Dębach”), echa gnostycyzmu.
[25] Por. bardziej optymistyczną, ale chyba wobec opisanych przestrzeni domowych nie całkiem trafną, opinię: „Domy stanowią dla współczesnego człowieka enklawę.” D. Poślednia, dz. cyt., s. 169.
[26] Zob. M. Heidegger, dz. cyt.
[27] J. Améry, „O starzeniu się. Bunt i rezygnacja” w: „O starzeniu się. Bunt i rezygnacja; Pod-nieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci.” Przeł. B. Baran, Warszawa 2007, s. 126. Zob. również mój artykuł „Świadomość bezlitosna. Uwagi na marginesie esejów Jeana Amery’ego” w: W. Gutowski, „Między inicjacją a nicością. Studia i szkice o literaturze modernizmu”, Bydgoszcz 2013.
[28] Dosłownie: „desakralizuje”, umieszcza w sferze „profanum”, doczesnego, świeckiego, a nawet więcej: „byle jakiego”.
[29] Zob. wnikliwą interpretację tego wiersza w książce D. Zawistowskiej-Toczek, „Stary po-eta. „Ars moriendi” w późnej twórczości Zbigniewa Herberta” [„Biblioteka Pana Cogito” pod red. J. M. Ruszara], Lublin 2008, s. 477-481. Autorka zauważa: „lęk wobec intruza, […] nie pozwala głośno przyznać, iż niepożądany gość to w istocie uporczywa myśl o śmierci” (s. 478).
[30] „Żyjemy w wąskim łóżku naszego ciała. Tylko niedoświadczeni wiercą się w nim bez ustanku.” „Higiena duszy”, SP)
[31] Por. analogiczną sytuację w utworze „Próba rozwiązania mitologii”, N.
[32] Niektórzy krytycy dostrzegają w poezji Herberta heroiczny apel, wskazujący wyraźną (heroiczną?) tezę. Na przykład: „Nicość jest w świecie człowieka, sami ową nicość tworzymy, nicość ogarnia nas, ale naszym zadaniem jest nie dać się jej pokonać.” P. Abriszewska, „Przeżycie egzystencjalne Pana Cogito” w: „Między nami a światłem…”, dz. cyt. , s. 334. Myślą przewodnią mojego szkicu jest przekonanie, że poeta – nie przecząc powyższej konstatacji – był również wrażliwy na doświadczenia egzystencjalne, takiemu heroizmowi niedostępne. Zob. też Z. Herbert, |Praktyczne przepisy na wypadek katastrofy”, N.
[33] Której nie można bynajmniej utożsamiać z ascetyczną kenozą, z samoogołoceniem.
[34] Warto pamiętać, że te codzienne, prywatne minima stają się w poezji Herberta sygnaturą indywidualnego człowieczeństwa w totalizujących sytuacjach eschatologicznych (zob. m. in. „U wrót doliny”, HPG)
[35] „Fenomen obojętności świata należy do doświadczeń fundamentalnych, tj. takich, których niepodobna zinterpretować jako poszczególnych przypadków innej, pierwotniejszej potrzeby.” L. Kołakowski, „Obecność mitu”, Wrocław 1994, s. 79.

Komentarze

Popularne posty za ostatni miesiąc

Adam Dziadek | Ekfrazy w esejach Herberta

Adam Dziadek Eseje Zbigniewa Herberta (opis – uobecnianie – interpretacja) Czytam Herberta od nowa, inaczej niż dwadzieścia lat temu. Tamta lektura, zachłanna, zauroczona i bezkrytyczna wydaje się dzisiaj śmieszna. Czytam go inaczej niż dwadzieścia lat temu, kiedy będąc w Arles pilnie tropiłem ślady Herberta i Van Gogha, trzymając w rękach „Barbarzyńcę w ogrodzie” i niebieski przewodnik Hachette’a, którym posługiwał się także Herbert. Rzadko trafia się na książki, które pozostawiają w nas tak głęboki ślad, że trudno o nich zapomnieć, ponieważ trwają w nas samych. Swoją relekturę esejów Zbigniewa Herberta chciałbym rozpocząć od noty Od autora otwierającej zbiór „Barbarzyńcę w ogrodzie”. Przyglądam się dzisiaj nocie, która wykłada wprost reguły pisania o sztuce i precyzyjnie dookreśla wybraną w tej książce formę, dla przypomnienia garść cytatów: „zamierzałem napisać książkę do czytania, a nie do naukowych studiów”, czy też: „W sztuce interesuje mnie ponadczasowa wartość dz

Karol Hryniewicz | Potęga smaku

Karol Hryniewicz „Potęga smaku” – Smak wolności Zbigniewa Herberta teoria działania estetycznego? Dopóki państwo pozwala sobie mieszać się do literatury, dopóty literatura ma prawo mieszać się do spraw państwa . (Josif Brodski, Przemówienie Noblowskie ) [1] Można by było spierać się o słuszność przytoczonego sądu, w którego apodyktycznym brzmieniu da się wyczuć intencję nobilitacji literatury czy sztuki poprzez presuponowaną nadzieję na ich sprawczą moc. Zasadność owego hipotetycznego sporu zakwestionowana zostanie wówczas, gdy odkryjemy, że realność desygnatu cytowanego zdania została przez jego autora określona – by posłużyć się konstrukcją Lyotarda – wraz ze zmianą protokołu ustalania realności i trybunału, mogącego dostrzec w mówiącym poszkodowanego, który zyskał środki do dowiedzenia swojej szkody. Tę abstrakcyjnie przedstawioną sytuację można łatwo ożywić poprzez włączenie w schemat narracji biograficznej, której bohaterem jest Josif Brodski. Nie o to jednak cho

Józef Maria Ruszar | Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta

Józef Maria Ruszar Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta cz. 01 Wspomnienie, przeżycie i oczytanie. Konstrukcja eseju „Lekcja łaciny” Część I Rzymska virtus. Przymierze z dzielnością w „Lekcji łaciny” W „Lekcji łaciny” (LNM) mamy do czynienia z trzema elementami konstrukcyjnymi: wspomnieniem szkolnym, osobistą relacją z podróży oraz przedstawieniem historii wzrostu i upadku Imperium Romanum na przykładzie dziejów jednej prowincji, Brytanii. Trzej narratorzy: Herbert – uczeń, Herbert – podróżnik i Herbert – badacz dziejów (amator) opowiadają o niezwykłym trwaniu rzymskiego dziedzictwa w łacińskiej Europie. Wszystkie trzy elementy narracji i wcielenia narratora mają na celu uwiarygodnienie tezy o… właśnie, jaka jest teza eseju? Na czym polega „lekcja łaciny”, bo przecież słowo „lekcja” ma tu podwójne – dosłowne i metaforyczne – znaczenie? Odłóżmy odpowiedź na koniec rozważań, w tym miejscu odnotujmy tylko, że autor „Lekcji łaciny” usunął duży fragment tekstu