Józef Maria Ruszar
Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta
cz. 12
Rozdział 7
Demuzykalizacja świata.
Spór o klasycyzm i romantyzm Herberta
Demuzykalizacja świata.
Spór o klasycyzm i romantyzm Herberta

Ryszard  Przybylski nazwał „demuzykalizacją świata” zjawisko załamania się wiary  w ład świata, które nastąpiło w okolicach wielkiej rewolucji  francuskiej. Przełom spotęgowany został romantycznym zakwestionowaniem  klasycystycznej estetyki (z jej podziałem na wysoką i niską), a  następnie radykalnym zerwaniem z tradycją śródziemnomorską, które głosił  modernizm. Z dzisiejszej perspektywy artystyczne niepokoje i rewolucje  XIX i XX wieku wyglądają na samoograniczające się. 
WOLNOŚĆ  I SWAWOLA. Obecnie samo istnienie kultury, dzieła oraz autora poddane  zostało dalszej negacji oraz dekonstrukcji, rozumianej jako prawo do  dowolnej manipulacji przez niczym nieskrępowanego interpretatora. Mamy  więc do czynienia ze zjawiskiem poniekąd pokrewnym klasycyzmowi, a  raczej z jego nowym, niezwykle radykalnym wcieleniem: idea wolności  jednostki została sprowadzona do poziomu swawoli. Herbert znajduje się w  jawnej opozycji do tak pojmowanej swobody twórczej, o czym pisze  Bogdana Carpenter:
„Etyczny  ideał skromności, ku któremu zmierza Herbert, łączy się z szerszym  zagadnieniem podejścia artysty do świata i własnego ja. Wybór dawnych  mistrzów jako wzoru jest aktem opowiedzenia się za sztuką skierowaną na  zewnątrz, ku przedmiotowi, przeciwko sztuce skierowanej do wewnątrz, ku  zagadnieniom ego artysty. […] Będąc adwokatem sztuki szukającej  natchnienia w rzeczywistości zewnętrznej, Herbert pozostawia na boku  większość sztuki współczesnej. Nie odpowiada mu nacisk kładziony na „ja”  artysty i jego subiektywnej wizji” [1].
Po  okresie włączenia literatury do życia „na serio” przez romantyków,  modernistów i egzystencjalistów w drugiej połowie XX wieku mamy powrót  klasycystycznej świadomości literackości literatury, która na powrót  staje się grą i zabawą z językiem, konwencjami i motywami, skutkiem  czego nastąpił zdecydowany rozwód literatury i rzeczywistości. Na te  zjawiska nałożyło się zanegowanie historii pod koniec wieku. Główną rolę  odegrała jednak nieważkość literatury w ogóle, przy jednoczesnym  unieważnieniu samej rzeczywistości, która znalazła potężną konkurentkę w  rzeczywistości wirtualnej. Tak więc na przykład spór o mimesis (za czy  przeciw) został rozstrzygnięty przez… unieważnienie sporu.
ŚRÓDZIEMNOMORSKIE  PARANTELE. Herberta już w latach sześćdziesiątych uznano za klasyka,  zarówno w kraju, jak za granicą, i opinia ta nadal się utrzymuje, mimo  pewnej jednostronności i niejasności tego określenia. Jakie były po temu  powody? Za granicą zwracano uwagę głównie na nawiązania do Eliota i  Rilkego. W Polsce ważnym kontekstem było wystąpienie nowego klasycyzmu,  jednak dla większości krytyków i uczonych klasycyzm Herberta rozumiany  był głównie jako metoda zachowania dyscypliny intelektualnej, wiary we  własne zmysły i niezmanipulowane uczucia w czasach powszechnego  szaleństwa. Jednym z pierwszych krytyków, którzy zwrócili uwagę nie tyle  na stylistyczne, co mentalne parantele, był Jerzy Kwiatkowski, który w  szkicu „Imiona prostoty” pisał:

„Celem  Herberta nie jest nowość. Jego celem jest doskonałość. Powracają tu  estetyczne kanony, od których pomału odzwyczajamy się współcześnie.  Miara, harmonia, równowaga. Równowaga między rewelacją a komunikacją.  Między konstrukcją a emocją. Między ważkością problematyki a siłą  estetycznego oddziaływania. Poetyka zrównoważonych szal – to poetyka  form nie sygnalizowanych, niedostrzegalnych niemal. Patronują jej: „Über  Allen Gipfeln”, „Polały się łzy me…” Poetyka zrównoważonych szal wyraża  się proporcją najprostszą, wyraża się cyfrą jeden. Doskonałość prostoty  jest punktem, do którego dąży Herbert” [2].
Mocniej  jeszcze stylistyczną postawę poetycką Herberta podkreślił Ryszard  Przybylski w interpretacji wiersza „Apollo i Marsjasz”, która  ugruntowała opinię o klasycyzmie poety [3]. Trudność z przyswojeniem  ustaleń Przybylskiego odnośnie poezji Herberta polega na tym, że  prawodawca polskiego klasycyzmu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych  ubiegłego stulecia nie tyle analizował teksty poety, ile w praktyce  poetyckiej Herberta poszukiwał potwierdzenia swoich pragnień wykreowania  pożądanego nurtu literackiego. Dotyczy to zresztą także twórczości  Rymkiewicza, tyle że w tym wypadku istniała także daleko idąca zbieżność  twórczych manifestów. Niemniej jednak paralelizm postaw jest dość  wyrazisty. Kiedy czytamy u Przybylskiego:

„Istotnie,  zostaliśmy wygnani z mitu, ale nie zostaliśmy wygnani ze stworzonej  przez kulturę świata śródziemnomorskiego antropologii i dlatego język  przodków, symbolika świata śródziemnomorskiego, nadal jednoczy nas we  wspólnym poszukiwaniu prawdy. W symbolice tej zawarta jest bowiem  mądrość rodzaju i kto twierdzi, że jest to język przestarzały, wydaje  sobie smutne świadectwo zupełnego niezrozumienia kondycji człowieka.  Poezja, która posługuje się słowem głównie „współczesnym”, spada do  poziomu gazety” [4].
–  to są to opinie zgodne z kierunkiem polemiki autora wiersza „Dlaczego  klasycy” z Nową Falą, a myślenie podobne do wypowiedzi Herberta podczas  Kłodzkiej Wiosny Poetyckiej [5] oraz w wierszu „Do Ryszarda Krynickiego”  – list, gdzie pada słynna fraza „czarna piana gazet”, do której nie  należy zniżać świętej mowy poezji. Herbert wyraził się o architekturze  greckiej, że powstała „pod złotym słońcem geometrii” („U Dorów”, BO 32).  Nawet o starożytności rzymskiej, mimo szaleństw cezarów, poeta powie,  że „nad tymi mrokami świeciła mocno gwiazda rozumu” („Lekcja łaciny”,  LNM 195). 
Tak też – jako lucidus ordo – przedstawiają tę tradycję Alfred Alvarez, Josif Brodski czy Barbara Toruńczyk:
„Herbert  uważał Eliota za wielkiego mistrza czasów nowożytnych, ale jego poezja w  porównaniu ze współczesnymi mu autorami amerykańskimi była klasyczna ze  swej istoty (i nie dlatego, że występowały w niej liczne postaci z  mitologii Grecji i starożytnego Rzymu). Była również klasyczna z ducha –  chłodna, przejrzysta, uporządkowana, powściągliwa” [6].
„Przy  niezaprzeczalnej nowoczesności poezji Herberta jest coś w jego tonie, w  owym współbrzmieniu ironii, rozpaczy i równowagi, co każe wyobraźni  czytelnika podążać w kierunku diametralnie przeciwnym do współczesności –  w kierunku starożytności. Starożytność zaś, o której mowa, jest bardzo  konkretna: a mianowicie rzymska” [7].
„Miara,  rozwaga, wstrzemięźliwość, opanowanie były oddechem tej poezji, ale ten  równy dukt, te geometryczne, jak diamentem wyrżnięte wersy zapadające  natychmiast w pamięć i serce, mogły powstać tylko z destylacji  najprostszych i najgłębszych odruchów sumienia, odczuwania świata jako  bytu jednego i moralnego, niszczonego zawsze w ten sam sposób – przez  znijaczenie, ogołocenie zarówno historii, jak wymiaru życia ludzkiego z  cnót i zmysłu dramatyczności” [8].

Herbert-klasyk  jest jedną z uznanych ucieleśnień poety i z tą koncepcją polemizuje  zarówno Stanisław Barańczak, który w latach osiemdziesiątych zwraca  uwagę na romantyczne korzenie twórczości autora „Pana Cogito” [9], jak w  latach dziewięćdziesiątych konfrontacyjnie odwołujący się doń Piotr  Śliwiński, który wyrokuje, że Herbert był egzystencjalistą, a nie  klasykiem [10]. Jest w tym poglądzie w mniejszości, jeśli weźmiemy pod  uwagę liczne szkice na temat związków poety z Kawafisem [11], Eliotem  [12], Rilkem [13] i innymi dwudziestowiecznymi twórcami reprezentującymi  neoklasycyzm. Od czasu sporu Barańczaka z wizją Herberta–klasyka w  „Uciekinierze z Utopii” literatura przedmiotu rozrosła się do  gigantycznych rozmiarów. Najbardziej obszerne rozprawki na temat  klasycyzmu Herberta opublikowali Andrzej Kaliszewski w drugim,  rozszerzonym wydaniu książki „Gry Pana Cogito” [14] oraz Marcin Jaworski  w tekście zamieszczonym w materiałach z sesji w Ostrowie Wielkopolskim z  2008 roku [15]. 
Czy  można pytać o etyczny sens zmagań z tradycją, nie po to, by ją  przekreślić – jak wymyślono w XX wieku – ale by w odpowiedzi dać lepsze,  bardziej precyzyjne, może osobiste sprawozdanie z poznanego świata? Bo  sztuka – zdaniem Herberta – jest sposobem poznawania świata. Dążenie do  dania poznawalnemu światu nowego wyrazu, ale w nawiązaniu do tradycji  (dawniejszych sposobów artykulacji i form artystycznych), należy widzieć  w kontekście nie tylko Eliota, którego słusznie przywołują niemal  wszyscy badacze dzieła Herberta, ale także pewnej zmiany duchowej w  badaniach kultury, jakie miały miejsce na początku XX wieku w Niemczech,  związane były z takimi nazwiskami jak Cassirer, Panofsky, Warburg,  Gombrich, Lamprecht.
„Określone  gesty, Gebärdensprache, utrwalone jako formy wyrazowe, zwane przez  Warburga Pathosformeln, formuły patosu, szeroko rozumianej  emocjonalności, stają się wiązkami aktywnie przyswajanej tradycji  obrazowej – trwają, bywają odnawiane, zapominane, przeinaczane, jako  matryce i wzory, które same z kolei wywierają wpływ na odczuwanie,  przeżywanie i interpretowanie świata” [16].
Pamięć  form obrazowych, ważna dla Warburga idea z „Nachleben der Antike”,  wydaje się paralelna do Herbertowskich nawiązań do antyku. Sztuka jest  formą nadawania kształtu świadomości istnienia świata i siebie w tym  świecie – stąd „ślad dłoni szukający kształtu” („Do Apollina”, SŚ).

Wpływ  historyków sztuki ważnych dla Herberta, miłośnika sztuki i wytrwałego  czytelnika prac z tego zakresu, ciągle pozostaje niezbadany. Tymczasem w  ciągu ostatnich kilku lat rozwija się konkurencyjna tendencja badawcza,  która ukazuje, „czym podbity jest płaszcz Herberta, skrojony na  romantyczną modłę”. Zbyt jednostronne ujęcia wcześniejsze zostały  uzupełnione o studia z zakresu badań intertekstualnych (w szczególności  dotyczących związków z Norwidem) oraz skupienie się na nawiązaniach z  epoką w polskiej literaturze, której się nie da ani pominąć, ani  zlekceważyć. Samo określenie „romantyczne podbicie”, ukute zostało przez  Małgorzatę Mikołajczak, główną inicjatorkę badań, która w 2008 roku  zorganizowała w Zielonej Górze sesję naukową (szkice wraz z  wcześniejszymi pracami zostały opublikowane w tomie „Bór nici”), a w  2012 wydała zbiór własnych studiów, zatytułowanych „Światy z marzenia”.  Wydaje się, że wysiłek ten został uwieńczony sukcesem i nasza dzisiejsza  lektura została wzbogacona o romantyczne elementy polskiej tradycji  literackiej.
HODOWANIE  SPRZECZNOŚCI. Spór jest nierozstrzygalny, ale nasza wiedza zdecydowanie  się powiększa. Trudność odpowiedzi polega na tym, że Herbert nie godzi  romantyzmu z klasycyzmem, ani tym bardziej żadnego z nich nie wybiera.  Nie wybiera jednej możliwości, lecz obie. Nie godzi sprzeczności, lecz  je w sobie hoduje. Oto jest stan rzeczy, z którym niektórzy nie mogą się  pogodzić, bo jest to postawa sprzeczna z arystotelesowską zasadą  wyłączonego środka i zakładaną konsekwencją twórczą. Twórca Pana Cogito  nie można być na raz i tym, i tamtym. Ale jest.
Nie  ma żadnych wątpliwości co do tego, że u Herberta można znaleźć  deklaracje antyromantyczne – tak jak w rozmowie z Renata Gorczyńską: „W  każdym razie ja bym się trochę buntował przeciwko wzorowi romantycznemu,  który nie jest moim wzorem. Uznaję wagę cierpienia i doświadczenia –  cielesnego cierpienia, także duchowego – ale nie zalecałbym go” [17],  które współgrają z wcześniejszym o niemal pół wieku wyznaniem z listu do  Zawieyskiego [4.10.1950] – koronnym dowodem na świadomy klasycyzm  poety: 
„Biedny  Przyboś ma wiele racji, ale dostrzega tylko formę jako system chwytów, a  nie jako zasadę tworzenia. Szukam teraz jakiejś własnej, urojonej  formuły klasyczności, poezji, która miałaby jakieś szansę przetrwania.  Jest o tym mowa w załączonym poemacie o czasie (tytuł nieustalony).  Chciałbym doszukać słowa mocnego, którym można odbudować szczery patos.  Jest w nas małoduszna obawa przed patosem i przed jakąś najwyższą  profetyczną kreacją poezji. Chciałbym, aby słowo było statecznym,  równoważnym elementem (nie ornament, nie dźwięki, nie międzysłowie, nie  pointy). Chciałbym dojść do pojęciowej czystości poezji, do nowych  chwytów, zamiast rozwichrzona metaforyka kultura frazy i składni  poetyckiej, paralelizm, poetycka definicja, antynomia, paradoks, dialog,  powtórzenie, prostota, a jednocześnie rozbudowa kultury pojęć” (ZHJZ  48).
Tyle  tylko, że szczery patos i profetyczna kreacja poezji to w polskiej  tradycji przede wszystkim cechy romantyczne. Wybór klasycznej czy  romantycznej formuły dokonuje się u Herberta w pełni świadomie i  suwerennie. Wybierając jedną z tych formuł, a ściślej mówiąc, niektóre  istotne ich elementy, poeta zachowuje pełną kontrolę i niezależność.  Inaczej mówiąc, formę traktuje użytkowo, a nie jako obwiązującą normę,  ideologię literacką czy też poetykę.
Nie  mamy tu więc do czynienia – jak u Rymkiewicza – ze stylizacją i  ideologią artystyczną (a może światopoglądem), lecz z okazjonalnie  naginaną do swych potrzeb konwencją. Herbert ma bowiem na celu nie  wskrzeszenie epoki, stylu czy nastroju wieku, lecz zbudowanie własnego  świata przedstawionego, niezależnego od historii norm estetycznych czy  wzorów literackich. Klasyczność – tak, ale ani klasycyzm według Eliota  lub Rilkego, ani wzorem Rymkiewicza czy wedle receptury Przybylskiego.  Ostatecznie zadaniem twórcy jest nie wmontowanie się w epokę, a jej  przekroczenie w literacką wieczność. Na czym więc ma polegać –  wspomniane w liście do Zawieyskiego – znalezienie „własnej urojonej  formuły klasyczności”? Odpowiedź pozytywna jest trudna, jeśli ma  wychodzić poza ogólne stwierdzenie, że chodzi m.in. o przekroczenie  swego czasu. O wiele łatwiejsze jest sformułowanie zaczynające się od  ulubionego przez Herberta słówka: „nie” [18]. Poza tym w pewnym sensie  spór wynika z nieporozumienia słownego. Herbert nawiązuje bezpośrednio  do starożytnych (Homera, Horacego, Wergiliusza, Katullusa), a nie do  teorii nowożytnego klasycyzmu czy współczesnych neoklasycyzmów, a to  oznacza istnienie silnej świadomości tragicznej.
Istnieje również możliwość, że wypowiedź na temat Miłosza wyjaśni też postawę samego Herberta: 
„Miłosz  to poeta dwoisty: romantyczny, ale zarazem programowo klasyczny. Bardzo  zmysłowy, a jednocześnie intelektualny. Chodzimy po lesie, on wszystkie  ptaszki nazywa po imieniu, ja rozglądam się za jakimś pniakiem, żeby  usiąść i napić się wina, a on tam pohukiwał, wołał ptaki – cały wydany  naturze. W próbie autocharakteryzacji powiedział: poeta żyje ze  sprzeczności. To prawda. Bardzo lubię antyk, ale kiedy zaczyna mnie  nudzić, smaruję naturalistyczne obrazki. Mam potrzebę poruszania się na  dwóch biegunach. Jestem gadułą, jak pan widzi. W pisaniu staram się być  maksymalnie oszczędny. To też sprzeczność” („Poeta sensu”. Rozmawia  Marek Oramus, WYW 103).

Ta  wypowiedź na temat kolegi sugeruje, że może i samego siebie widział  jako hodowcę sprzeczności. Przypuszczenie to potwierdza autokomentarz  zamieszczony w formie wyimaginowanego wywiadu z samym sobą:
„Sprzeczności  nie należy godzić. Natomiast trzeba je sobie uświadamiać. Dzieło sztuki  nie jest teorią naukową, która musi być wewnętrznie spójna. Żyjemy w  świecie sprzeczności i my sami jesteśmy ofiarami sprzecznych idei,  impulsów, wyobrażeń. I to chyba wcale nie świadczy o ubóstwie  osobowości, jeśli porusza się ona między dwoma biegunami” („Rozmowy z  samym sobą”, WYW 24).
Przytoczona  odautorska wypowiedź stanowiła przedmowę do wyboru wierszy, ma więc  poniekąd charakter manifestu poetyckiego [19]. Napięcie między sercem a  rozumem, empatią a intelektualnym rozeznaniem, wyobraźnią a  „Husserlowską przeźroczystością semantyczną” [20] – oto pary opozycyjne,  wobec których może sytuować się analiza twórczej aktywności poety. 
WSPÓŁCZESNOŚĆ  I RZECZYWISTOŚĆ. Na tle tych ogólnoeuropejskich (czy też światowych)  zjawisk Polska drugiej połowy XX wieku powtarzała romantyczny gest  włączenia literatury do „życia” i narodowej historii ze względu na  powtórzenie się sytuacji utraty niezależności politycznej. Maria Janion  we Wstępie do książki Ryszarda Przybylskiego „To jest klasycyzm” [21]  przywołuje Łotmanowską klasyfikację nowożytnych prądów w kulturze,  wychodząc od badania ich stosunku do rzeczywistości. W takiej  perspektywie klasycyzm rozdziela te dwie sfery, a romantyzm (i  modernizm) pragną narzucić życiu swoje wzorce. Według takiej  klasyfikacji poezja Herberta jest niezwykle romantyczna, choć  śmiertelnie zagrożonemu narodowi i jego kulturze niesie ratunek w mniej  ostentacyjny sposób, niż czynił to romantyzm. Przede wszystkim Herbert  odrzucił romantyczne gesty, takie jak „poetyzowanie życia” wraz z  teatralizacją rzeczywistości i wiarą we wpływ poezji na dzieje. 
Stąd  wzięła się polemika z ideą „zaangażowania” poetów Nowej Fali:  Stanisława Barańczaka, Ryszarda Krynickiego, Juliana Kornhausera i Adama  Zagajewskiego. Wyrazem tej różnicy jest spór o kształt „kultury  zaangażowanej” podczas IX Kłodzkiej Wiosny Poetyckiej (1972), na której  Herbert dał jasny wykład, czym jest rzeczywistość w kontekście  lansowanej „współczesności”, o której opanowanie walczyli młodsi koledzy  najpierw w szeregach PZPR, a następnie opozycji [22]. Zwłaszcza poeci  Nowej Fali wkroczyli w dziedzinę rewolucyjnego mitu społecznego,  ponieważ ufali w zbawczą moc literatury. Podporządkowując sobie zbiorową  wyobraźnię, próbowali zawładnąć historią i zmieniać dzieje polityczne  kraju, wskrzeszając ideę słowa-czynu i tworząc duchowe państwo  niezależne od PRL-u. Tymczasem Herbert oponuje:
„Sferą  działalności poety, jeśli ma on poważny stosunek do swojej pracy, nie  jest współczesność, przez którą rozumiem aktualny stan wiedzy  społeczno-politycznej i naukowej – ale rzeczywistość, uparty dialog  człowieka z otaczającą go rzeczywistością konkretną, z tym stołkiem, z  tym bliźnim, z tą porą dnia, kultywowanie zanikającej umiejętności  kontemplacji” (WG 45–46).
I  dopiero po tym akapicie następuje część dalsza, dotycząca budowania  „tablic wartości”. Wypowiedź ta drukowana była pierwotnie w miesięczniku  „Odra” (1972, nr 11) jako odpowiedź na ataki Zagajewskiego i  Kornhausera. Jeszcze pod koniec życia Herbert przypomni tę dyskusję w  wierszu „Do Ryszarda Krynickiego – list” (ROM), a nie bez znaczenia  będzie fakt, że kontekstem wiersza jest stan wojenny w Polsce:
na chude barki wzięliśmy sprawy publiczne
walkę z tyranią kłamstwem zapisy cierpienia
lecz przeciwników – przyznasz – mieliśmy nikczemnie małych
czy warto zatem zniżać świętą mowę
do bełkotu z trybuny do czarnej piany gazet.
walkę z tyranią kłamstwem zapisy cierpienia
lecz przeciwników – przyznasz – mieliśmy nikczemnie małych
czy warto zatem zniżać świętą mowę
do bełkotu z trybuny do czarnej piany gazet.
Mimo  przyjaźni i zażyłości obu poetów Herbert przecież delikatnie, ale jakże  druzgocąco ocenia dokonania Nowej Fali, a dla kontrastu przywołuje  początek III części „Dziadów” Adama Mickiewicza:
jakich sił trzeba by na przekór losom
wyrokom dziejów ludzkiej nieprawości
w ogrojcu zdrady szeptać – cicha nocy.
wyrokom dziejów ludzkiej nieprawości
w ogrojcu zdrady szeptać – cicha nocy.
Stosując  tę nieprecyzyjną terminologię, zauważmy, że Herbert spiera się więc i z  „klasykami”, i z „romantykami” swojej doby, dzięki czemu tworzy własny  stop polskiej tradycji literackiej. Herbert gra z tradycją sporu  klasyków z romantykami, a jednocześnie walczy z wrogiem głównym:  modernizmem. W swoich esejach wielokrotnie podkreśla niechęć do czystego  przekazywania wrażeń bez zakorzenienia ich w tradycji, rozumianej  między innymi jako wiedza książkowa, a więc podparta żmudnymi badaniami  źródeł i przedzieraniem się przez dzieła komentatorów. Świat Herberta to  rzeczywistość plus biblioteka jako symbol zgromadzonej wiedzy i zapis  bogactwa ludzkiej wyobraźni. Oczywiście eseiście chodzi przede wszystkim  o wyraz osobistego doświadczenia, stąd nie poprzestaje na reprodukcjach  lub wiedzy z drugiej ręki, czyli „na świadectwach rzeczoznawców”  („Akropol”, LNM 129). Nie jest to zresztą wyłącznie kokieteria i  odgrywanie roli znawcy, lecz głębokie przekonanie, że – jak to było  wielokrotnie przypominane – tradycja nie jest czymś automatycznie  odziedziczonym, ale wynikiem trudu serca i umysłu („Duszyczka”, LNM 91)  [23].
Nie  o samą tradycję jednak chodzi, a o realny kontakt z rzeczywistością, o  pewien typ metafizyki i epistemologii poetyckiej. Po pierwsze,  rzeczywistość jest. Po drugie, jest ona poznawalna. A skoro tak, to  dobrym (a może lepszym?) poetą jest ten, który rzeczywistość (świat  pozaliteracki) rozumie. Jednym ze sposobów ułatwiających rozumienie jest  na przykład znajomość ekonomii [24]. Stąd sugestia Herberta, że zamiast  studiować polonistykę, „poeta powinien znać się na czymś jeszcze –  geologii, medycynie, astronomii. Ta wiedza przekształca się w styl,  który nadaje wierszowi solidność i ciężar, dodaje mu siły nacisku”, jak  miał się wyrazić w rozmowie z Alvarezem [25].

PRZYMIERZE  AUTORA I CZYTELNIKA. W omawianym eseju „Lekcja łaciny” wyrazista jest  antynomia między obserwacją zmysłową a erudycją. Opisy wrażeń zapisanych  językiem poetyckim oraz osobiste wspomnienia kontrastują z referowaniem  informacji znalezionych przez mola książkowego. Nie chodzi tylko o  naprzemienne stosowanie odmiennych poetyk, mające podtrzymać uwagę  czytelnika. Zastosowanie obu metod lepiej pasuje do osiągnięcia  podwójnego celu: przekazu emocjonalnego i racjonalnego, a jednocześnie  pomaga w wykreowaniu wizerunku silnie zindywidualizowanego podmiotu  wypowiedzi, którym – w domyśle – jest sam Herbert, nie tyle jako „autor  wykreowany” rodem z teorii literatury, ile jako człowiek żywy, „z krwi i  kości”, mający określone przyzwyczajenia, sentymenty oraz zakres  stałych zainteresowań. W eseju o upadku Rzymu element osobisty  podkreślony został bardziej niż w jakimkolwiek innym dziele Herberta,  ponieważ silnie wykorzystany wątek szkolny nadaje całości charakter na  poły wspomnieniowy.
Zauważmy,  że operacji tej autor nie dokonuje na użytek „rzeczoznawców  literatury”, lecz zwykłych czytelników – osób nieświadomych zabiegów  konstrukcyjnych, manipulacji toposami i stosowania chwytów  stylistycznych. Herbert świadomie czaruje tych, którzy odbierają tekst  bardziej dosłownie czy poczciwie, co wyraża się między innymi tym, że  utożsamiają narratora z autorem-człowiekiem. Nagromadzenie zarówno  reportażowych elementów esejów (które przecież nie zawsze i nie w  jednakim stopniu występują we wszystkich esejach) [26] , a przede  wszystkim wspominkowe elementy, dotyczące przeżyć szkolnych, silnie  podkreślające osobiste upodobania i przygody narratora, powodują, że  identyfikacja taka jest naturalna, a nawet nie do uniknięcia. Fachowiec –  historyk literatury – zdaje sobie sprawę, że nawet wspomnienie jest  kreacją, a fragmenty wyglądające na osobisty opis lub spontaniczne  zwierzenia (na przykład rzekoma miłość do córki łacinnika) pojawiają  się, ponieważ spełniają ważną funkcję w budowaniu nastroju opowieści i  są istotnym elementem konstrukcyjnym, ale zwykły odbiorca przyjmuje je  jako dowód na dotrzymanie przymierza zawartego między autorem a  czytelnikiem. Fundamentem tego paktu jest „autentyczność” przeżycia oraz  „prawdziwość” wykreowanego świata. 

Pakt  autobiograficzny należy do najskuteczniejszych strategii  pisarskich[27]. Czemu służy ten zabieg? Jest rodzajem kamuflażu, który  ma na celu ukrycie silnych emocji bez rezygnacji z ich wywoływania.  Dyskredytowanie narratora-chłopca jest bezpieczne, bo dotyczy osoby już  nieistniejącej, choć posiadającej te same linie papilarne co autor (jak w  wierszu „Fotografia”, ROM), a umożliwia ukrycie ogromnego ładunku  liryzmu, jaki czytelnikowi aplikuje autor. „Dorosły Herbert” obecny w  swym dziele (a może nawet Pan Cogito) wstydziłby się tak intymnych  wyznań dotyczących przyswajania cywilizacji „naszych kulturalnych  przodków”, nie wiedzieć czemu powierzanych światu. Wątpliwe też, by  autor mógł bez młodzieńczego kamuflażu zaaplikować czytelnikom taką  dawkę patriotycznego patosu. Groteskowe elementy opisu szkoły i  zachowania się nauczyciela ukrywają podniosły ton i epicką górność,  które tak rażą współczesnego odbiorcę. A przecież Herbert tworzy dzieło,  którego dominantą jest wzniosłość. „Lekcja łaciny”, uzupełniona o  usunięte zakończenie, jest przecież także zapisem katastrofy łacińskiej  kultury żywej dla autora! 
Esej  jest wielkim trenem, który mówi jednocześnie o trzech katastrofach: o  upadku Rzymu, o klęsce własnej ojczyzny, a wreszcie o końcu europejskiej  formy! [28] Nie bez znaczenia jest też fakt, że utrata wolności nie  jest dla autora wyłącznie literackim toposem (choć jest to topos  nachalnie obecny), ale kwestią osobistego doświadczenia katastrofy  dziejowej, co bezpośrednio wynika z eseju. Aby nie było wątpliwości, że  Herbert odczuwał i przeżywał klęskę wrześniową w kategoriach końca  cywilizacji, która padła pod ciosami barbarzyńców, przytoczmy fragment  rozmowy z Michnikiem: „Natomiast za¬łamanie armii polskiej, szeregi  żołnierzy idących do obozu, które widziałem, to były dla mnie rzeczy  wstrząsające, to był koniec mo¬jego Rzymu” („Płynie się zawsze pod  prąd”, WYW 77).

Z  punktu widzenia pokoleniowej biografii rysuje się tu istotna paralela.  Nie tylko chylące się ku upadkowi cesarstwo nie jest w stanie przyjść z  pomocą dalekiej prowincji, ale też łacińska Europa, zarażona wirusem  totalitaryzmu, nie potrafi oprzeć się wewnętrznemu i zewnętrznemu  najazdowi barbarzyńców, którzy w pełni świadomie chcą przerwać tradycję i  zniszczyć historyczną ciągłość rozwoju Europy w imię budowy nowego,  wspaniałego ładu. Zagłada cywilizowanego świata, jaką przeżył autor w  1939 roku, została opowiedziana na kilku równoległych płaszczyznach:  historycznej (upadek Rzymu jako modus), psychologicznej (upadek własnego  państwa widziany oczyma chłopca) oraz kulturalnej (zarzucenie  tradycyjnych wartości przez modernizm).
Katastrofa  została opowiedziana na różnych planach sensu, elegijność wyrażono  dyskretnie, patos i wzniosłość są zrównoważone żartem, a liryzm objawił  się niezbyt manifestacyjnie. Dzięki takiej subtelnej kombinacji  emocjonalnych temperatur, powściągliwość autora staje się skutecznie  wymowna.
PRZYPISY:
[1] B. Carpenter, „Zbigniewa Herberta lekcja sztuki” [w:] „Poznawanie Herberta 2”, dz. cyt., s. 221.
[2] J. Kwiatkowski, „Imiona prostoty” [w:] „Magia poezji. O poetach polskich XX wieku”, Kraków 1995, s. 304–305.
[3] R. Przybylski, „To jest klasycyzm”, dz. cyt., s. 145.
[4] Tamże, s. 19.
[5]  Piśmiennym śladem polemiki z młodszymi poetami (głównie Kornhauserem i  Zagajewskim, ale także Krynickim i Barańczakiem) podczas IX Kłodzkiej  Wiosny Poetyckiej (1972), jest wypowiedź zatytułowana „Poeta wobec  współczesności” (pierwodruk „Odra” 1972, nr. 11, s. 48-50). Poza  Herbertem referaty wygłosili wówczas Edward Balcerzan (historyk i  teoretyk literatury, ale także autor wierszy) oraz Jacek  Petelenz-Łukasiewicz (historyk literatury, krytyk i autor wierszy). Spór  Nowej Fali z Herbertem ciągnął się kilka lat – przede wszystkim na  łamach organu tego nurtu (patrz: „Nowy Wyraz” 1973, nr. 1/2, s. 6-34), a  także w książce J. Kornhausera i A. Zagajewskiego, „Świat  nieprzedstawiony”, Kraków 1974.
[6] A. Alvarez, „Nie walczysz, to umierasz”, dz. cyt., s. 17.
[7] J. Brodski, Fragment przedmowy do włoskiego tomu wierszy Zbigniewa Herberta, [w:] „Poznawanie Herberta 2”, dz. cyt., s. 126.
[8] B. Toruńczyk, „Dukt pisma, dukt pamięci”, [w:] „Poznawanie Herberta 2,” dz. cyt., s. 76.

[9]  Stanisław Barańczak nie jest do końca konsekwentny. Najpierw nie zgadza  się z rzekomą „klasycznością” Herberta i samą klasyfikacją, a następnie  nie podważa interpretacji Przybylskiego, stosując unik wobec lektury  wybitnego uczonego (S. Barańczak, „Uciekinier z utopii”, dz. cyt., s.  7–24). Również do interpretacji „Trenu Fortynbrasa” pióra J.  Sławińskiego odnosi się niekonfrontacyjnie, mimo podważania jej  teoretycznych fundamentów i końcowych wniosków.
[10]  Piotr Śliwiński pisze: „Nie da się przypisać współczesnego artysty do  którejś z podstawowych wersji tradycji, choćby i konkurencyjnych  względem siebie, bez skazywania się na żmudne tropienie w jego  świadomości innych wersji. […] A jednak istnieje opcja krytyczna,  wiążąca twórczość Herberta (i nie tylko jego) z klasycyzmem, oraz inna,  wskazująca na elementy romantyczne, i jeszcze inna, «wyzwalająca»  Herberta z klasycznego uniwersalizmu – w imię bezpośredniej uchwytności  jego politycznego i moralnego przesłania”. Uczony umiejscawia  Rymkiewicza i Przybylskiego po jednej stronie barykady, a Barańczaka po  drugiej (P. Śliwiński, „Poezja, czyli bunt”, [w:] „Poznawanie Herberta  2”, dz. cyt., s. 149–50). 
[11]  Zob. szkic Aleksandra Fiuta, „Dwa spojrzenia na antyk. Kawafis i  Herbert” [w:] „Poznawanie Herberta 2”, dz. cyt.; a także Arent van  Nieukerken, „Motyw „Miasta” i jego obrońców oraz motyw podróży w kilku  utworach Herberta, Ardena i Kawafisa” [w:] tegoż, „Ironiczny konceptyzm.  Nowoczesna polska poezja metafizyczna w kontekście anglosaskiego  modernizmu”, Kraków 1998 (także przedruk [w:] Poznawanie Herberta 2, dz.  cyt.).
[12]  Zob. obszerne studium Jolanty Dudek, „Zbigniew Herbert wobec T.S.  Eliota” [w:] tejże, „Granice wyobraźni, granice słowa. Studia z  literatury porównawczej XX wieku”, Kraków 2008, a także tekst Małgorzaty  Mikołajczak o związkach z Eliotem (M. Mikołajczak, „Od Orfeusza do  Arijona. Pieśń i muzyka w świecie poetyckim Zbigniewa Herberta” [w:]  „Niepewna jasność tekstu. Szkice o twórczości Zbigniewa Herberta”, red.  J.M. Ruszar, Kraków 2009) czy M. Heydel, „Obecność T.S. Eliota w  literaturze polskiej”, Wrocław 2002. O związkach z Rilkem, Eliotem i  Yeats’em pisze Arent van Nieukerken, „Piękno, Dobro a Historia – Herbert  i poezja „dostojnych szamanów” [w:] tegoż, „Ironiczny konceptyzm.  Nowoczesna polska poezja metafizyczna w kontekście anglosaskiego  modernizmu”, Kraków 1998, a także P. Łuszczykiewicz, Rilke, Eliot,  Herbert…, „Dialog” 1998, nr 12; M. Mikołajczak, „Eliot, Rilke,  Hölderlin. „Estetyka końca” [w:] tejże, „Pomiędzy końcem i apokalipsą. O  wyobraźni poetyckiej Zbigniewa Herberta”, Wrocław 2007.
[13]  Zob. fragment książki Katarzyny Kuczyńskiej-Koschany poświęcony  związkom Herberta z twórczością Rilkego: „Herbert – z poezji tego  szalonego wieku na pewno Rilke” [w:] tejże, „Rilke poetów polskich”,  Wrocław 2004, przedruk [w:] „Niepewna jasność tekstu. Szkice o  twórczości Zbigniewa Herberta”, dz. cyt.
[14] A. Kaliszewski, „Nowy tryumf czy requiem dla klasycyzmu?” [w:] „Gry Pana Cogito”, Łódź 1990, s. 53–70.
[15]  M. Jaworski, „Dlaczego kochankowie. O klasycyzmie Zbigniewa Herberta”  [w:] „Potęga smaku w czasach niesmaku. Studia i szkice o twórczości  Zbigniewa Herberta”, Ostrów Wielkopolski 2008, s. 79–94. 
[16] R. Kasperowicz, „Wstęp” do: A. Warburg, dz. cyt., s. 19/20. 
[17] „Sztuka empatii. Rozmawia Renata Gorczyńska” (WYW 171).
[18]  „Namawiano mnie do studiowania tomizmu. Zacząłem chodzić na czytanie  „Summy”. Rzeczywiście wiele rzeczy się układało i wyjaśniało. Poczułem  się szczęśliwy i wolny. I to był pierwszy sygnał, że trzeba uciekać, że  coś w substancji człowieczej się przekręca. Czułem przyjemność sądzenia i  klasyfikacji. A przecież człowieka bardziej określają słowa zaczynające  się na nie: niepokój, niepewność, niezgoda. I czy ma się prawo porzucać  ten stan” (ZHHE 33).
[19] „Poezje wybrane”, LSW 1973.
[20]  Herbert pisze: „Najbardziej w poezji współczesnej podobają mi się te  wiersze, w których dostrzegam coś, co nazwałbym cechą przeźroczystości  semantycznej (termin zapożyczony z logiki Husserlowskiej). Owa  przeźroczystość semantyczna jest to własność znaku polegająca na tym, że  w czasie używania go uwaga skierowana na przedmiot oznaczony i sam znak  nie zatrzymuje na sobie uwagi. Słowo jest oknem otwartym na  rzeczywistość (Zbigniew Herbert „Poezje” PIW 1998, s.8). 
[21] M. Janion, „Wstęp” [do:] R. Przybylski, „To jest klasycyzm”, dz. cyt., s. 8.
[22] Patrz przypis 236.
[23]  Na obsesyjny motyw zdobywania tradycji z wielkim trudem wskazuję w  przypisie 53. Do postawy Herberta pasuje określenie filologa według  definicji Jana Tomkowskiego oraz uwagi na temat Biblioteki jako symbolu  tradycji – patrz eseje: Biblioteka Fausta (s. 295–302), „Biblioteka i  księstwo” (s. 315–324), „Filologia w nowych czasach” (s. 333–362) oraz  „Życie i śmierć kanonu” (s. 363–380), [w:] tenże, „Ciemne skrzydła  Ikara. O rozpaczy”, dz. cyt.).
[24] Piszę o tym w rozdziale „Dlaczego Rzym upadł? Ekonomia jako temat literacki”.
[25]  Tak w tłumaczeniu rozmowy, które jest w tym miejscu nieco koślawe, zob.  A. Alvarez, „Nie walczysz, to umierasz”, dz. cyt., s. 19.
[26]  Przewagę elementów reportażowych znajdziemy zarówno w „Barbarzyńcy w  ogrodzie”, jak i w „Labiryncie nad morzem”, zaś w „Martwej naturze z  wędzidłem występują” one rzadziej. 
[27]  P. Lejeune, „Pakt autobiograficzny” [w:] tegoż, „Wariacje na temat  pewnego paktu”, tłum. A. Labuda, red. R. Lubas-Bartoszyńska, Kraków  2001.
[28]  Zwróćmy uwagę na świadomość więzi Herberta z klasykami, takimi jak  sentymentalny Karpiński, o którym autor „Pana Cogito” pisze nie tylko  pean na cześć mistrzowskiego stylu zachowującego „niezachwianą  równowagę”, ale przypomina jego rozpacz: „Po ojczyzny stracie tuła się  po książęcych ogrodach, oszalały i przytomny…” [WP, strony  nienumerowane].



Komentarze
Prześlij komentarz