Józef Maria Ruszar
Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta
cz. 08
Rozdział 3
Rzym współczesnego klasyka.
Herbert – Rymkiewicz
Rzym współczesnego klasyka.
Herbert – Rymkiewicz
Jarosław Marek Rymkiewicz w „Epitafium dla Rzymu” podejmuje wielowiekową grę literacką z konwencją rozpoczętą przez Vitalisa:
Przybyszu, który Rzymu szukasz w owym Rzymie
I nie znajdujesz w Rzymie żadnej z rzeczy Rzymu,
Patrz. Kolumna złamana i w pałacach kroki
Pokoleń. Tylko wiatry i popiół, i imię.
I nie znajdujesz w Rzymie żadnej z rzeczy Rzymu,
Patrz. Kolumna złamana i w pałacach kroki
Pokoleń. Tylko wiatry i popiół, i imię.
Ten jest Rzym. Gwiazda może w tych ruinach błądzi
I błyska, jak błyskała i miastu, i światu,
Bo miasto świat zdobyło, a świat zdobył miasto
I wszystko w proch upadło, by znowu czas rządził.
I błyska, jak błyskała i miastu, i światu,
Bo miasto świat zdobyło, a świat zdobył miasto
I wszystko w proch upadło, by znowu czas rządził.
O chwilo, o przemiano. W tym Rzymie ukryty
Inny Rzym wciąż kiełkuje, wolny i podbity.
Wszystko ku zmianie pędzi. Tylko Tyber śpiewa
Inny Rzym wciąż kiełkuje, wolny i podbity.
Wszystko ku zmianie pędzi. Tylko Tyber śpiewa
I płynie tam, gdzie morze swe delfiny pasie:
To, co w czasie stać miało, Czas kruszy i zwiewa,
To, co przepływa w czasie, będzie trwało w Czasie.
To, co w czasie stać miało, Czas kruszy i zwiewa,
To, co przepływa w czasie, będzie trwało w Czasie.
TRADYCJA
 VITALEGO. W „neoklasycznym” sonecie mamy do czynienia z silnie 
skonwencjonalizowanym opisem erudycyjnym, a nie z romantyczną jego 
wersją. Nie ma też wątpliwości, że chodzi o nawiązanie do 
renesansowo-barokowych konceptów i ich późniejszych rewitalizacji. 
Omawiając elegie Słowackiego i Rymkiewicza, Małgorzata Mikołajczak 
twierdzi, że:
„Obu
 autorom nie chodzi o grę intertekstualną, a z pewnością nie tylko o 
nią. Zarówno dla Słowackiego (w wierszu „Rzym”), jak i dla Rymkiewicza 
(w utworach „Natura też jest Rzym” oraz „Rzym”) motyw Wiecznego Miasta 
wydaje się być znaczącym pretekstem, impulsem do zaprezentowania własnej
 wizji świata i człowieka, do projektowania własnej przestrzeni 
artystycznej. Choć owa przestrzeń jawi się w obu przypadkach odmiennie –
 u Słowackiego wyrasta z poetyki romantycznej, kształtowanej pod wpływem
 czynników rezonansu lirycznego [1], u poety współczesnego jest efektem 
neoklasycystycznego konceptu, to w istocie wyraża bardzo podobne 
odczucie, a materia tekstów organizowana jest wokół tej samej idei – 
przemijalności.
Porażenie
 wizją przemijalności świata szczególnie silnie doszło do głosu w 
okresie romantyzmu. To właśnie romantyzm – dowodzi Ireneusz Opacki – 
uwydatnił koncepcję czasu, którego główną funkcją było niesienie śmierci
 [2]. Twórcy tej epoki, nękani obsesją przemijania „uporczywie 
poszukiwali sposobów dla oparcia się niszczącej sile czasu” [3]. 
Doświadczeniu kruchości i nietrwałości ludzkiej egzystencji 
przeciwstawiali wizję niezmiennej, niezniszczalnej natury [4].
Dla
 autora wiersza „Natura też jest Rzym”, który w swojej twórczości 
najczęściej zwraca się do poetów rozważających problem trwania i 
przemijania, romantyzm jest tradycją żywą i znaczącą. Jego neoklasycyzm w
 dużej mierze wyrasta z ducha romantycznego [5], traktowanego przezeń 
jako stała dyspozycja psychiczna Polaków. To właśnie w romantycznym 
światoodczuciu, nie tylko, jak zwykło się twierdzić, w barokowej 
vanitas, zakorzeniona jest refleksja na temat czasu, życia i śmierci, 
stanowiąca leitmotiv tej twórczości” [6].
Jarosław
 Marek Rymkiewicz na początku lat sześćdziesiątych świadomie nawiązał do
 elegijnej tradycji Vitalego, a jego „rzymska seria” stała się w 
publikacjach Ryszarda Przybylskiego powodem do rozmyślań nad modelem 
współczesnej „klasyczności”. Przybylski w wielu szkicach, a przede 
wszystkim w swoim dziele „To jest klasycyzm”, próbował naszkicować ideę 
dwudziestowiecznej wersji klasycyzmu czy też nurtów odwołujących się do 
tej konwencji, a Rymkiewicz i Herbert (obok Jerzego Sity, Julii Hartwig i
 Artura Międzyrzeckiego) zostali przez uczonego potraktowani jako 
exempla, o czym już była mowa. Manifesty Rymkiewicza i Przybylskiego, 
dyskusja, którą wywołały, a także próba wcielenia go do „nurtu 
klasycznego” były zapewne znane Herbertowi, który właśnie wtedy pisał 
„Lekcję łaciny” oraz wiersze „Cerunnos”, „Curatia Dionisia”, „Tusculum”,
 „Dlaczego klasycy”. 

WIECZNY
 TEKST POZA CZASEM. Przybylski klasyfikuje „Epitafium dla Rzymu” jako 
odwołanie do Vitalisa bliższe koncepcjom Ezry Pounda niż Du Bellay’a i 
Sępa. Sępowi Rzym jawi się jako paradoks przemiany ruchu w bezruch i 
odwrotnie, skoro jedynym stałym elementem jest płynący Tybr (w takim 
podejściu jest zgodny z francuskim twórcą, którego sonet jest zabawą 
poetycką opartą na podobnym koncepcie). Rymkiewicz, wzorując się na 
poezji Ezry Pounda, przedstawia Rzym jako formę wprawdzie przemijającą, 
ale wymykającą się czasowi przez zamieszkanie w wielkim Czasie, to 
znaczy Wiecznym Teraz Literatury. W następnych wierszach formułuje 
koncept Białego Rzymu, który – chociaż historycznie nietrwały – jest dla
 niego symbolem wieczności. Pomysł ten został rozwinięty wierszu „Natura
 też jest Rzym” – utworze polemicznym w stosunku do Mandelsztama. Biały 
Rzym jest więc uśmierconą stolicą dawnego Imperium, która dzięki swej 
zagładzie uzyskała duchowy byt w Wiecznym Tekście Literatury, poza 
linearnym czasem historii i kolistym czasem natury [7].
Według
 Przybylskiego poezja współczesnego klasycyzmu ma za zadanie w 
liturgiczno-rytualnym działaniu organizować człowiekowi świat w sensowną
 całość. Czyni to, odwołując się do czegoś spoza egzystencji, tzn. do 
kultury (Cassirerowskiego uniwersum wspólnych wartości istniejących w 
Wiecznym Teraz). Ten esencjalizm ma pogodzić świadomość z 
rzeczywistością oraz ukonstytuować ciągłość cogito w łączności ze 
zmarłymi. U Herberta jest podobnie, o czym świadczy zakończenie 
apokryficznego „Listu” (MNW 137), w którym wyczuwamy artystyczne 
wyznanie wiary samego poety, który objaśnia różnicę między poznaniem 
naukowym a estetycznym (artystycznym), racjonalnym i emocjonalnym: 
„Narzędzia,
 jakimi posługujemy się, są istotnie prymitywne – kij z przytwierdzoną 
na końcu kępką szczeciny, prostokątna deska, pigmenty, oleje – i nie 
zmieniły się one od stuleci, podobnie jak ciało i natura ludzka. Jeśli 
dobrze rozumiem moje zadanie, polega ono na godzeniu człowieka z 
otaczającą rzeczywistością, dlatego ja i moi cechowi bracia powtarzamy 
nieskończoną ilość razy niebo i obłoki, portrety miast i ludzi – cały 
ten kramarski kosmos, bo w nim tylko czujemy się bezpieczni i 
szczęśliwi.
Nasze
 drogi rozchodzą się. Wiem, że nie zdołam Ciebie przekonać i że nie 
zarzucisz szlifowania soczewek ani wznoszenia swojej wieży Babel. Pozwól
 jednak, że i my będziemy uprawiali nasz archaiczny proceder, że 
będziemy mówili światu słowa pojednania, mówili o radości z odnalezionej
 harmonii, o wiecznym pragnieniu odwzajemnionej miłości”.

Omawiane
 utwory (zarówno wiersze Rymkiewicza, jak i eseje Herberta) powstają w 
ogniu walki o istnienie świata, w czasach zwątpienia w możliwości 
niezafałszowanego poznania istnienia zewnętrznej rzeczywistości, a 
jednocześnie w rozlicznych negacjach samego podmiotu. Mamy więc trzy 
sporne kwestie silnie obecne we współczesnej literaturze, dotyczące 
niejasnej ontologii autora i jego obecności w dziele oraz statusu 
ontologicznego zewnętrznej rzeczywistości, a także problem 
epistemologiczny. Jak na nie zareagował Rymkiewicz, a jak Herbert?
Według
 Przybylskiego Rymkiewicz jako poeta istnieje w triadzie: poeta – słowo –
 kultura (ja wobec słowa i wieczności kultury), choć opis każdego z tych
 podmiotów należałoby rozbudować, bo są bardzo pojemne. Różnica polega 
na tym, że Herbert zbudował czy też wybrał inną triadę: poeta – słowo – 
rzeczywistość. Przy czym w tym ostatnim pojęciu zawiera się także 
kultura, ale nie wyłącznie, bo zawiera także historię, a nawet życie 
codzienne – zwyczajną egzystencję. Rzeczywistość Herberta jest bardziej 
bogata i mniej ascetyczna od kultury Rymkiewicza czy Przybylskiego. 
Dobrym przykładem, który ilustruje rozbieżność, jest sposób opisania 
Rzymu, a jeszcze lepiej Akropolu, bo to przykład bardziej wyrazisty. 

SPOSÓB
 ISTNIENIA ŚWIATA. Dla Herberta nie istnieje żaden „Biały Rzym” – symbol
 ponadczasowej kultury, lecz konstrukcja bardziej pojemna, na którą 
składa się Rzym fizyczny, Rzym cywilizacji i Rzym „zwyczajnie życiowy”. 
Ze względu na skrótowe potraktowanie samego opisu Wiecznego Miasta przez
 Herberta (ponieważ zastępuje go i symbolizuje rzymska Brytania) nie 
jest łatwo o dokładne porównanie symboliki i struktury wypowiedzi w 
wierszach Rymkiewicza oraz fragmencie opisanym w eseju Herberta. W 
opisie Forum zwraca uwagę przedstawienie historycznych pozostałości 
skonfrontowanych z aktualnym życiem współczesnego miasta, które dla tego
 miejsca jest zagrożeniem. Rzym – symbol kultury i cywilizacji, obecny 
jest w dalszej części eseju. 
Dlatego
 łatwiej porównać stosunek Rymkiewicza do Rzymu ze stosunkiem Herberta 
do Akropolu. Akropol Herberta jest jednocześnie: świętym wzgórzem 
Peryklesa (poziom ducha), zespołem architektonicznym okaleczonym przez 
historię (poziom historii), ale także celem dzisiejszych pielgrzymek, a 
więc elementem kultury masowej i miejscem międzynarodowej rozrywki, 
„spowitym” w zapach cebuli, przypływający znad restauracji dzielnicy 
Plaka (poziom zwyczajnego życia, współczesnej egzystencji). Wszystkie te
 „Akropole” są dla Herberta ważne, choć z zupełnie innego powodu. 
Akropol klasyczny jest źródłem podziwu, zachwytu i dumy z osiągnięć 
człowieka, a także radości estetycznej wywołanej spotkaniem z 
doskonałością arcydzieła. Rany, które zadała mu historia, wywołują 
czułość i współczucie, a także – to już specyfika pokoleniowa – ulgę, że
 się udało przeżyć i doszło do spotkania. (Zauważmy, że poczucie 
zagrożenia dotyczy zarówno miejsca jak obserwatora.). Natomiast nocny 
Akropol „w oparach cebuli” chłonie zmysłowy człowiek odczuwający witalną
 radość z samego faktu życia [8].
To
 jest poważna różnica postaw i wizji poezji. Inna jest Rymkiewiczowska 
wizja kultury i inne pola eksploracji. Różne są także źródła inspiracji,
 do których zalicza się między innymi surrealistów i inne 
zainteresowania, np. zbiorową pamięcią zaklętą w archetypach Junga. 
Rymkiewiczowi wystarcza przestrzeń samego języka, a Herbert preferuje 
rzeczywistość materialną kultury, czy raczej cywilizacji, i w niej widzi
 szansę dla poezji. W tym kontekście często przytaczany jest wiersz „Pan
 Cogito i wyobraźnia” (ROM), wypełniony aluzjami do Rimbauda. Poeta 
wyraził niechęć to eksploracji podświadomości także w języku 
dyskursywnym, np. w wywiadzie z Taranienką, zatytułowanym „Za nami 
przepaść historii”:
„Imaginacja
 i rzeczywistość… Mnie się wydaje, że mam bardzo mało wyobraźni. To 
bardzo przykre… Poza tym nie mam zaufania do tak zwanej wyobraźni 
wyzwolonej, jaką mają na przykład surrealiści. Nie wiem, czym ona jest, 
na czym ona polega. Dla mnie wyostrzona świadomość jest bardziej 
pociągająca od podświadomości. I tu mogę wytłumaczyć mój głód 
rzeczywistości przez to, że mogę się tylko alimentować tym, co istnieje.
 Stąd także głód przedmiotów. Rzeczywistość ludzka, rzeczywistość 
kultury, rzeczywistość przedmiotów, materialna, reistyczna nawet, jest 
moim tworzywem. Tak więc, żeby coś napisać, muszę się najpierw napatrzeć
 i oczytać” (WYW 35).
W
 cytowanej już we „Wstępie” rozmowie z Andrzejem T. Kijowskim Herbert 
powiada wprost, że nie akceptuje podziału cywilizacja – kultura, a tym 
bardziej nie wynosi ducha nad materię [9]. W innym miejscu dość 
przewrotnie uzasadnia swoje studia ekonomiczne, które miały uchronić go 
przed pięknoduchostwem i młodopolską poetycznością:
„A
 ekonomię studiowałem, bo chciałem zostać przyzwoitym człowiekiem. 
Pisanie wierszy to była raczej śmieszna profesja. Widywało się we Lwowie
 literatów – koniecznie w pelerynie, mieli swoje winiarnie, a każda 
winiarnia miała swojego Homera. Żyli oni głównie z zapomóg…” 
(„Humanistyka to przygoda”, WYW 210).
Uwaga
 ta wymaga poważnego potraktowania, gdyż wpływ studiów ekonomicznych 
widać w światoobrazie poety, o czym mowa w rozdziale poświęconym 
tematyce gospodarczej obecnej w esejach i wierszach Herberta. 

REPETYCJA
 I SPRAWDZIAN. Rymkiewicz przejął ideę nie od Eliota, lecz Bergsona, 
stąd Wieczne Teraz istnieje w pamięci, ściślej w pamięci indywidualnego 
cogito, oraz w pamięci zbiorowej, gdzie funkcjonuje jako zespół symboli i
 archetypów. Jest to „biały kościół kultury”, czyli „metamorfoza 
indywidualnego podmiotu w tekst istniejący w kulturze”, jak powiada 
Przybylski [10]. Ludzka nieskończoność istnieje tylko w wymiarze 
kultury, czyli pamięci – w Wiecznym Teraz. Jacek Trznadel wskazuje na 
fakt, że „metafizyka” Rymkiewicza istnieje jedynie w dialogu między 
kulturami przeszłości i teraźniejszą, to znaczy w języku [11]. 
Ale
 Herbertowi Cassiererowska „sieć symboliczna”, która łączy żywych i 
umarłych („wieczne Zaduszki” w kulturze, podczas których poeta karmi „z 
ręki” swoich zmarłych [12] ), absolutnie nie wystarcza! Dlaczego? 
Ponieważ rzeczywistość twórcy Pana Cogito nie ogranicza się do języka 
literatury, a czas i jego siła są bardziej skomplikowane niż 
Rymkiewiczowsko-Bergsonowska róża-teraźniejszość [13], na którą składa 
się przeszłość z przyszłością (w kole czasu na wzór natury, ale 
istniejącym w „zbiorowej pamięci” ludzkości).
Inna
 też jest koncepcja świętej repetycji wzoru, która włącza poetę w 
mityczny czas ponadhistoryczny. Herbert chce, aby doskonałość arcydzieła
 została powtórzona w nim samym i nie ograniczała się do rytuału oraz 
odkrytego we śnie archetypu – pragnie także, aby dostępne mu były 
indywidualny ton i charakter twórcy, a nie tylko świetność samego 
dzieła. Można uznać, że jest to dziedzictwo romantycznego przełomu, 
który podniósł znaczenie twórczego indywiduum.
Herbert
 pragnie indywidualnego i bezpośredniego zjednoczenia z mistrzami, 
niekoniecznie przy pomocy symboli, archetypów i nie zawsze w 
pozahistorycznym świecie kosmosu kolektywnej nieświadomości, poza 
principium individuationis. Ryzykując pewną przesadę sformułowania, 
można powiedzieć, że Herbert pragnie niemożliwego: realnego kontaktu z 
przodkami, jak Mickiewicz w „Dziadach” [14]. Uzupełnia też ideę 
Przybylskiego o koncepcję aktywności „kulturalnych przodków”, którzy za 
pośrednictwem swych dzieł „przypatrują się” poecie i „znajdują go” 
ciekawym lub nie [15]. Program Herberta jest bardziej skomplikowany 
również w tym sensie, że emocjonalny kontakt uzupełniony został o 
element „racjonalny”, to znaczy wymaga nie tyle obcowania poza 
świadomością, co intelektualnego wysiłku [16]. Więcej. Jeśli jest to 
możliwe – Herbert chciałby mieć kontakt fizyczny z przeszłością, z 
dziełem, stąd pewne faworyzowanie architektury i malarstwa, które 
istnieją fizycznie, na niekorzyść literatury, której ontologia jest 
bardziej problematyczna. Charakterystyczna pod tym względem jest 
wypowiedź w rozmowie ze Zbigniewem Taranienko:
„Ja
 nigdy nie pisałem o czymś, czego nie widziałem. I teraz na przykład 
męczę się bardzo nad szkicem o tkaninie z Bayeux, do którego mam już 
zebrany materiał. Przemówiła ona do mnie jako sztuka i historyczna 
opowieść, a nawet mieści się w narracji tej tkaniny pewna propaganda. 
Nie byłem nigdy w Skandynawii i przemyśliwałem, jakby zrobić, żeby 
zobaczyć łódź wikingów, o której w związku z tym piszę. Mam książki o 
niej, z przekrojami, z danymi o wyglądzie, wymiarami. Ale ja bym chciał 
dotknąć takiej łodzi, a jak nie pozwolą, to przynajmniej zobaczyć” („Za 
nami przepaść historii. Rozmawia Zbigniew Taranienko” WYW 37).
Sformułowanie
 „nigdy” należy potraktować jako hiperbolę lub podkreślenie znaczenia 
autopsji, ale faktem jest, że „królestwo empirii” zawładnęło wyobraźnią 
poety.

WIECZNE
 TERAZ I RZECZYWISTOŚĆ. Koncepcję Wiecznego Teraz Literatury (kultury), 
Herbert traktował jedynie jako pewną wspólnotę wartości, którą – nota 
bene – trzeba nieustannie sprawdzać i konfrontować z rzeczywistością, a 
nie być jej rzecznikiem czy też kulturalnym „lobbystą”. Inaczej więc niż
 w Rymkiewiczowskim eseju „Poeta i barbarzyńcy”, nie było mowy ani o 
stylizacji, ani neoklasycznej repetycji, lecz o sprawdzianie. To 
ostatnie zadanie, zwane „opukiwaniem wartości”, wzięło się z negowania 
postawy Nietzschego, z którą należało się zmierzyć. Widać to na 
przykładzie idei Białego Rzymu, która w żaden sposób nie jest zgodna ze 
stosunkiem Herberta do łacińskiej spuścizny. Dla Herberta Rzym 
starożytny był żywotną cywilizacją, bardzo realną zarówno w przeszłości,
 jak i w teraźniejszości, a nie bytem literackim, istniejącym tylko w 
sposób symboliczny czy wyobrażony. Na dodatek cywilizacja ta egzystuje 
współcześnie nie tylko jako ruina dawnej świetności, ale także w postaci
 życiodajnej normy kulturowej, realnie przejawiającej się w prawie, 
kategoriach politycznych, obyczaju, mentalności, wartościowych 
dokonaniach artystycznych i literackich. Norma ta niekiedy wcielana jest
 w życie, częściej bywa ignorowana, a mimo to może być wciąż żywa. 
Wydaje
 się, że Herbert miał do koncepcji Białego Rzymu Rymkiewicza stosunek 
podobny jak do Białej Grecji Winckelmanna – oba koncepty uważał za 
oderwane od rzeczywistości. Krótko mówiąc, chodziło mu o 
duchowo-materialne trwanie Rzymu, a nie konceptualne, artystyczne czy 
literackie. Zresztą istnienie wyłącznie symboliczne, pojęciowe lub 
abstrakcyjne zawsze jest w twórczości Herberta rodzajem istnienia 
kalekiego, a nawet godnego pogardy – na co wielokrotnie zwracano uwagę, 
choćby przy okazji takich utworów jak „Żeby tylko nie anioł” (SP). 

WALKA
 O COGITO. Jednym z dwu głównych zagadnień rozważanych przez Ryszarda 
Przybylskiego w książce „To jest klasycyzm” jest odbudowa ego-cogito, 
rozumnego podmiotu, oraz odtworzenie zniszczonej harmonii świata 
(problem epistemologiczny nie jest tak istotny, skoro łączność z 
poprzednikami trwa na zasadzie powtarzania wzoru oraz wspólnoty 
podstawowych wyobrażeń – w tym celu Przybylski wzywa na ratunek 
koncepcję archetypów Junga).
W
 wierszach Rymkiewicza (w szczególności w interpretacjach 
Przybylskiego!) rozumne cogito, zagrożone „śmiercią autora”, próbuje 
ocaleć przez stworzenie Wiecznego Teraz Kultury. Potwierdzane jest i 
utwierdzane w swym istnieniu dzięki stworzonemu ludzkiemu światu, który 
istnieje dzięki wysiłkowi zbiorowego cogito w „sprzysiężeniu 
repetytorów” (stąd taka atrakcyjność pojęcia archetypu). Teoria i 
praktyka poezji Rymkiewicza (a także innych poetów objętych tym 
konceptem: Hartwig, Sity, Międzyrzeckiego i Herberta) mają w intencji 
Przybylskiego potwierdzać szansę zbudowania ludzkiego świata pojęć, tzn.
 świata kultury – zasadniczo różnego od natury i historii, które są 
nośnikami śmierci i przemijania. 
Celem
 krytyki Przybylskiego jest odbudowanie ego-cogito i jego 
samoświadomości. Cogito zostało bowiem zagrożone przez pewnego rodzaju 
uczuciowe „rozwichrzenie” (rozchwianie) w dobie romantyzmu, a nastepnie 
zanegowane przez Nietzschego, który zaprzeczył jakoby istniało jakieś 
twarde cogito. Na dodatek w XX wieku ‘ja’ rozpłynęło się w ludzkiej 
masie na skutek inklinacji poetów modernizmu (awangardy) do 
quasi-dionizyjskiego roztopienia się w tłumie [17]. Intencje krytyka 
zostały silnie wyeksponowane w serii podrozdziałów książki, w których 
mamy do czynienia z następującymi tytułami: „Klasyczne cogito jako 
paradoks” (Rymkiewicz), „Klasyczne cogito a romantyczne rozdwojenie” 
(Hartwig), „Klasyczne cogito w manichejskim teatrze materii” (Sito), 
„Klasyczne cogito jako kolumna świata” (Międzyrzecki), „Klasyczne cogito
 a cierpienie” (Herbert). Koncepcja klasycystycznej repetycji formy ma 
jednocześnie odbudować przedustawną harmonię świata oraz ugruntować 
istnienie twardego ego-cogito. To ostatnie ma osiągnąć przez nawiązanie 
łączności z przodkami w geście repetycji i wspólnocie archetypów. 
Przybylski mówi otwarcie, a Herbert mógłby się z nim zapewne zgodzić, że
„W
 istocie rzeczy chodzi tu o obronę śródziemnomorskiej idei człowieka 
jako podmiotu. Mówić językiem przodków, to stwarzać z siebie oś 
kosmiczną, podmiot. Żaden ze współczesnych klasyków nie kupił tych 
przekonań za cenę złudzeń. Przeciwnie. Głównym tematem klasycyzmu jest 
podmiot śledzący zagrożenie racji swego bytu jako podmiotu właśnie przez
 proces neantyzacji, przez romantyczne rozdwojenie ja, oświęcimską noc, 
współczesny relatywizm, przez spodlenie powszedniością i morze 
bezsensownego cierpienia. Antropologia śródziemnomorska wtrącona w 
„ognisty piec zwątpienia” – to jest klasycyzm” [18].
Definicja
 Przybylskiego jest bardzo pojemna. Bez względu na afiliację do tak czy 
inaczej pojętego klasycyzmu podobnie mogliby się wyrazić nie tylko 
pozostali przywoływani przez krytyka poeci, ale także Jarosław 
Iwaszkiewicz, Mieczysław Jastrun, Paweł Hertz, Zygmunt Kubiak, Czesław 
Miłosz, Jan Parandowski, Janusz Pasierb czy Roman Brandtstaeter – by 
wymienić najważniejszych pisarzy i poetów, którzy tworzyli w tym czasie,
 starając się wiązać zerwane nici tradycji śródziemnomorskiej [19]. 

PRZYPISY:
[1]
 O czynnikach rezonansu lirycznego w wierszach Słowackiego z lat 
1835–1843 pisze Cz. Zgorzelski. Badacz pokazuje, że w pierwszej fazie 
takim czynnikiem dynamizującym sensy liryczne była poetyczność przyrody,
 w drugiej – patos przemijania, odczuwanie historii przeżywanej w 
ulotnej chwili teraźniejszości („O czynnikach rezonansu lirycznego w 
wierszach z lat 1835–1843” [w:] tenże, „Liryka w pełni romantyczna. 
Studia i szkice o wierszach Słowackiego”, Warszawa 1981, s. 114–124).
[2] I. Opacki, „Poetyckie dialogi z kontekstem. Szkice o poezji XX wieku”, Katowice 1979, s. 96.
[3]Tamże.
[4]
 To spostrzeżenie dotyczy głównie pierwszej fazy romantyzmu, 
pozostającej pod wpływem wczesnych romantycznych poetów i filozofów 
przyrody. Por. Novalis, „Uczniowie z Sais”, [w:] „Uczniowie z Sais. 
Prace filozoficzne – studia – fragmenty”, wybrał i tłum. J. Prokopiuk, 
Warszawa 1984, s. 49–89 oraz F.W.J. Schelling, „O stosunku sztuk 
plastycznych do przyrody” [w:] „Filozofia sztuki”, tłum. K. 
Krzemieniowa, Warszawa 1983, s. 472–516.
[5]
 Taką sugestię wypowiada Jerzy Kwiatkowski („Sprawa Jarosława Marka 
Rymkiewicza”, [w:] tegoż, „Magia poezji. O poetach polskich XX wieku”, 
Kraków 1995, s. 330) oraz Jan Błoński. Ten ostatni nazywa Rymkiewicza 
„romantycznym klasykiem” i wskazuje na myśl niemieckich filozofów epoki 
romantyzmu jako na źródło, które zasila jego teorię („Czym był, czym 
mógł być klasycyzm”, [w:] tegoż, „Odmarsz”, Kraków 1978, s. 123–143). 
Wielu badaczy podkreśla, że klasycyzm, który proponuje Rymkiewicz, to 
„klasycyzm tragiczny”, świadomy rozdarcia i antynomii; te elementy 
pozwalają im zaakceptować romantyczno-barokowe elementy poezji 
Rymkiewicza. Jeszcze inną propozycję daje Magdalena Heydel, która 
dokładnie relacjonuje związki Rymkiewicza z twórczością i poglądami T.S.
 Eliota, poświęcając zagadnieniu aż dwa rozdziały swojej książki 
„Obecność T.S. Eliota w literaturze polskiej”, Wrocław 2002. 

[6]
 M. Mikołajczak, „Rzym neoklasycystyczny Jarosława Marka Rymkiewicza w 
kontekście wiersza „Rzym” Juliusza Słowackiego”, dz. cyt., s. 316.
[7]
 Śmierć i zmartwychwstanie odbywają się w świecie J.M. Rymkiewicza w 
Wiecznym Teraz, którego figurą jest Wieczny Rzym (por. R. Przybylski, 
„To jest klasycyzm”, wstęp M. Janion, Warszawa 1978, s. 49).
[8]
 Herbert unika „zakonu przenajświętszej subtelności” i dlatego nie 
należy do tego samego cechu co Rymkiewicz, dla którego kultura jest 
jedyną rzeczywistością godną literatury. Dla jasności dodajmy, że gdy 
przywołuję nazwiska obu twórców, mam na myśli twór literacki, „obraz 
autora zawartego w tekście”, a nie osobę fizyczną. Używając pojęć 
Przybylskiego, chodzi mi o „konstrukcję persony” w twórczości obu poetów
 („autora wewnętrznego” według Balcerzana). Aspektem „zwyczajności” 
Akropolu zachwyca się Janusz Drzewucki (tenże, „Akropol i cebula. O 
Zbigniewie Herbercie”, Warszawa 2004, s. 72).
[9] „Jak tu teraz żyć. Rozmawia Andrzej Tadeusz Kijowski” (WYW 193).
[10] R. Przybylski, „To jest klasycyzm”, dz. cyt., s. 44.
[11] J. Trznadel, „Zamknięte i otwarte” [w:] tegoż, „Róże trzecie. Szkice o poezji współczesnej”, Warszawa 1966, s. 200–201.
[12] Jak w wierszu Rymkiewicza „Czym jest klasycyzm” („Metafizyka”, 1963).
[13] Jak w wierszu „Róża oddana Danielowi Naborowskiemu” („Co to jest drozd”, 1973).

[14]
 Uwaga ta nie należy do omawianej kwestii, ale jakieś niejasne, 
„mistyczne” pragnienia Herberta na wzór „świętych obcowania” podobne są 
do zaklęć Miłosza; tyle że ten ostatni chciałby się od zmarłych uwolnić,
 jak w „Przedmowie” do „Ocalenia”, gdzie poeta zamiast prosa i maku w 
magicznym geście składa przodkowi w darze książkę, „Abyś nas odtąd nie 
nawiedzał więcej”. Tymczasem Herbert ponawia wysiłki, aby nawiedzały go 
duchy przeszłości, w szczególności pomordowanych przez hitlerowców i 
sowietów rówieśników, oraz dusze wielkich artystów.
[15]
 „To nie my patrzymy na dzieła sztuki, ale dzieła sztuki patrzą na nas. 
Woźnica Kritiosa patrzył na mnie chłodno, bez aprobaty, i znalazł mnie 
po prostu nieinteresującym” („Diariusz grecki”, MD 30).
[16] Herbert nie ma zaufania do psychoanalitycznych kierunków, a już największy sprzeciw budzi w nim teoria Zygmunta Freuda (patrz „Duszyczka”, LNM).
[16] Herbert nie ma zaufania do psychoanalitycznych kierunków, a już największy sprzeciw budzi w nim teoria Zygmunta Freuda (patrz „Duszyczka”, LNM).
[17]
 Idea kompletnej likwidacji cogito, przynajmniej w Polsce, jest nieco 
późniejsza. Pojęcie „twardego” cogito pojawilo się w filozofii na 
oznaczenie cogito kartezjańskiego i wcześniejszych koncepcji (stąd 
wymienne: klasyczne, kartezjańskie), dla odróżnienia od zmiennego cogito
 nietzscheańskiego. 
[18] R. Przybylski, „To jest klasycyzm”, dz. cyt., s. 8–9.
[19]
 Można też uważać, że jest to jeden z etapów indywidualnego dochodzenia 
do własnej wersji klasycyzmu. Radosław Sioma twierdzi, przywołując 
wiersz „Struna światła” (SŚ) w nawiązaniu do „Grobu Agamemnona” 
Słowackiego, że Herbert jest dwojako postromantyczny, sięga bowiem po 
klasyczne dziedzictwo z mroku, czyli w kryzysu (grobowiec u Słowackiego,
 mrok, ślepota w wierszu „Struna”; kryzys wartości po wojnie) i po 
drugie, próbuje dokonać czegoś, co się romantykom nie udało, to znaczy 
uchwycić strunę z harfy Homera, przez co rozumie metaforyczne 
przywrócenie zerwanego związku z tradycją klasyczną. „Struna światła” 
(wiersz i tom) nawiązuje do „Grobu Agamenona”; Słowacki pisze, że do 
grobu wpada promień światła i że „była to struna z harfy Homera”. 
Próbuje ją pochwycić, lecz ona pęka. Tytuł pierwszego zbioru Herberta 
kondensuje ten obraz (patrz: R. Sioma, „Punkt wyjścia do czegoś nowego, 
niejasnego”. Poezja Zbigniewa Herberta wobec demitologizacji świata” 
[w:] „Przez dwa stulecia. In memoriam Artur Hutnikiewicz,” red. J. 
Kryszak, H. Ratuszna, Toruń 2006, s. 435-436.).


Komentarze
Prześlij komentarz