Przejdź do głównej zawartości

Wojciech Ligęza | O krzątaninie poetów wśród ptaków i kamieni


Wojciech Ligęza

O krzątaninie poetów wśród ptaków i kamieni.

Wiersze Zbigniewa Herberta i Wisławy Szymborskiej – próba porównań





ligeza
Prof. Wojciech Ligęza
Uniwersytet Jagielloński
fot. JMR

“Najważniejszy jest fakt, że istnieje owa poezja złotego środka, mądrego smutku, dyskretnego słowa i dyskretnego heroizmu, ironii i prawdy” [1] – przed laty pisał Jerzy Kwiatkowski. Wyliczenie, jakim posłużył się krytyk, obejmuje postawę “ja” wobec świata, rozumienie słowa poetyckiego, aksjologię oraz etyczne powinności. Dowiadujemy się oto, że idea określana mianem aurea mediocritas w odniesieniu do polskiej poezji XX wieku oznacza unikanie wszelkich skrajności, potrzebę wyważonego sądu, dobranie odpowiednich proporcji między przeżyciem a wyrazem, konstruowanie wyzbytego gwałtownych emocji dialogu z odbiorcą. “Mądry smutek” odnieść należy do poezji roztrząsającej sprawy ostateczne ale też takiej, która odpowiada na doświadczenia historii. Natomiast hasło “dyskretny heroizm” wiąże się z godnym przyjęciem niedogodności ludzkiego istnienia – w wymiarze egzystencjalnym i dziejowym. Z kolei użycie ironii, żartu, konceptu słownego, co prawda, nie uśmierzy potężnych mocy, ale świadczyć będzie o niezależności ludzkiego umysłu.

Pokusy retorycznej oraz erudycyjnej zdobności zostają odrzucone, a także w rozpatrywanym przypadku nie są wysoko cenione wirtuozowskie efekty. Powściągliwa moralistyka w tej poezji nie pragnie nikogo przerażać, jednakże unikając ekscytacji rozległością działania zła w świecie oraz tworzenia posępnych eschatologicznych wizji, o grozie istnienia wypowiada pełną prawdę. Odpowiedzialność artysty słowa należy tu do założeń najważniejszych. Jednakże znalezienie iunctim, które określa nośna formuła “poeci złotego środka”, musi się łączyć z szeregiem zastrzeżeń i dopowiedzeń. Innymi słowy podobieństwo wierszy dwojga poetów nie może być absolutyzowane, gdyż ma zakres ograniczony. Nie całość dzieła, lecz określone jego wymiary nawzajem się do siebie zbliżają. Zatem próby porównań nie eliminują wskazywania różnic. Nie należy więc ulegać złudzeniu iż paralela przyniesie bezdyskusyjne ustalenia.

Herbert i Szymborska nie mają na artystycznym koncie wspólnych wystąpień programowych, nie tworzyli grupy, a ich poszukiwania mają charakter wybitnie indywidualny. Jednakże porównywanie przynosi poznawcze pożytki – głównie w zakresie interpretacji [2] . Przydatne jest również w badaniach poetyki i rekonstruowaniu literackich oraz kulturowych kontekstów. Konfrontacja twórczości Szymborskiej i Herberta – jak w układzie lustrzanych odbić – rozświetla na nowo zrozumienie poszczególnych wierszy, pozwala wniknąć w reguły języka poetyckiego obojga poetów. Osobnym zagadnieniem stają się intertekstualne odwołania do tych samych źródeł i podobnych form artystycznych. Wspomnijmy o różnych odmianach języka ogólnego, utworach literackich i filozoficznych, a także zapisach rzeczywistości w malarstwie, filmie, fotografii. Liryki Szymborskiej i Herberta wpisują się w większe serie tematyczne. Zatem do dialogu włączają się również głosy innych poetów.
Wracając do wstępnych uwag, zaznaczyć należy, iż podstawy porównywania twórczości Szymborskiej i Herberta są niejednorodne, obejmujące język poetycki, tematy oraz przesłania. Warto w tym miejscu wskazać “męstwo bycia” pojmowane jako postawa wobec świata, wrażliwość na zło, etyczny nakaz upominania się o racje i prawa jednostki, utarczki z nierozumną historią, której “nauka” przynosi rozczarowanie i smutek, uwrażliwienie na wielkie pytania metafizyczne i egzystencjalne, a na innym planie: dyskurs dyskrecji, dystans ironiczny, żart na usługach głębszego znaczenia. Szymborska i Herbert niechętnie korzystają z materiału własnej biografii, a jeśli już tak się zdarza, to opisywana prywatność ma zwykle wymowę uogólniającą, czy postrzegana jest w planie uniwersalnym ludzkich doświadczeń.

Skoro wymienionych poetów obowiązuje “wstydliwość uczuć” i jeśli Szymborska i Herbert nie cenią poetyckich wyznań, to zapytać należy o kreacje podmiotu poetyckiego, a także o kwestię liryki roli, maski, głosów. W wierszach Herberta dystans wobec konfesyjnych wypowiedzi zaznacza się poprzez wprowadzenie bohatera doznającego pouczających przygód ze światem i z istnieniem. Pan Cogito Zbigniewa Herberta jest eksperymentatorem i rezonerem, który pragnie również wniknąć w naturę “ruchu myśli”. Jego sądów nie da się, rzecz jasna, utożsamić z poglądami autora, a czasami różnice stają się znaczne.

Natomiast Wisława Szymborska uprawia sztukę dystansu, często posługując się wyimaginowanym (niełatwo wyobrażalnym) nie-ludzkim punktem widzenia i możliwie najdalszą perspektywą, na przykład kosmiczną. Temu, co pozornie oczywiste, przyglądają się minerały, rośliny lub zwierzęta i kiedy miejsce obserwacji ulegnie zmianie, nasze pewniki również ulegają zakwestionowaniu. Szybko więc ludzkie zbrodnicze sprawki wychodzą na jaw. Nowe spojrzenie dostarcza nowej samoświadomości. “Spójrzcie na siebie z gwiazd” (SP 27) [3] – radzi Kasandra z wiersza Szymborskiej. Najtrudniej jest wytłumaczyć ab ovo naszą “komedię istnienia” („Komedyjki”). Dwójka poetów uprawia przekorny dialog z odbiorcą. I dla Szymborskiej i dla Herberta bardzo istotny okazuje się trudno przewidywalny ogląd zjawisk – demaskacja pozoru, eksponowanie “spojrzenia z innej strony” [4] .

Wiersze Herberta i Szymborskiej rozpatruje się we wspólnym porządku historycznoliterackim. Oboje należą do tej samej formacji pokoleniowej, w ich poezji znajdziemy podobne zapisy bolesnej przeszłości wojennej (na przykład w wierszach „Pamięć o wrześniu” Szymborskiej i „Pożegnanie września” Herberta), a także zbieżne reakcje na odmianę zbiorowego losu po roku 1945. Po październikowym przełomie Szymborska i Herbert zajmują zbliżone stanowiska w sporach o “wizję i równanie” (poezję wyobraźni i poezję konstrukcji), także ich głosy łączą się w dyskusji o nowoczesności sztuki. Mam tu na myśli sceptycyzm, ironię, niechęć do neofickiego zapału, wielostronność oglądu, dialog różnych racji, co wcale nie wyklucza odrzucenia nadto zadowolonej ze swych możliwości wyobraźni oraz mocnego opowiedzenia się po stronie “doznania realności” [5] – budzącej nieustające zdumienie, przerastającej możliwości kreacyjne “małych stwórców”, tajemniczej, niedostępnej czy też groźnej. Wzór poezji imaginatywnej dlatego zostaje odrzucony, że oddala się od empirii, godzi w prawdę doświadczenia, przyznaje prymat estetyce, rozgrzesza ze współczucia.

Jeśli myślimy o poezji medytacyjnej, rozważającej dylematy istnienia w świecie, o takich utworach, w których wybija się na plan pierwszy aktywność umysłu poznającego, to warto poświęcić uwagę stylom filozofowania w poezji Szymborskiej i Herberta. Zbieżne też bywają tematy znakomitej pary poetów. Wskażmy refleksje o kulturze i cywilizacji, odniesienia do mitologii, opisy dzieł malarskich, przywołania innych sztuk – rzeźby, architektury, muzyki. Wykaz uzupełniałyby gry z wielką tradycją literacką oraz “wiersze pisane na marginesach lektury” [6] . Osobnym przedmiotem namysłu mogłyby się stać utwory o ewolucji i przynależności człowieka do “wielkiego łańcucha bytów”, takich jak na przykład „Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz” Herberta oraz „Przemówienie w biurze znalezionych rzeczy” i „Zdumienie” (z tomu „Wszelki wypadek” Szymborskiej). Podstawą porównań mogłyby też się stać odniesienia do transcendencji, a na innym planie – elegijne rozrachunki (ciekawe byłoby zestawienie „Epilogu burzy” z ostatnimi zbiorami Szymborskiej). I jeszcze: „miejsca wspólne” dwojga poetów tworzą wypowiedzi o malarstwie, rzeźbie, muzyce, charakteryzujące się podejrzliwością wobec mitologii tworzonych przez artystów, dystansem wobec celebracji aktów odbiorczych, przekornym dekonstruowaniem dyskursów historii sztuki i muzykologii, preferencją dla gustu indywidualnego.

Szczególną okazją dla czytelnika jest możliwość porównawczego odczytania wierszy, jeśli tak można powiedzieć, bliźniaczych, rozwijających podobne tematy, nieraz nawet zbieżnych w układzie detali świata poetyckiego. Nic z oryginalności nie zostaje jednak uronione, gdyż dwójka poetów w sposób odmienny rozumie podjęte zadania literackie. W takich powtórzeniach i wariacjach niekiedy można dopatrzeć się dyskretnego współzawodnictwa – jednakże bez wyraźnego określenia zamiaru polemicznego. Rośnie więc skala trudności artystycznej, zaś odbiorca, który przyjmie rolę arbitra, zyska dodatkowe satysfakcje. Do bezpośredniego starcia dojść nie może. Przesądzają o tym względy kurtuazji, ale też stanowiska poetów – filozoficzne oraz estetyczne – nie są wcale od siebie odległe. Poza tym niezręcznie byłoby uznać, że odbywa się konkurs wirtuozów. Sygnalizując tylko ową kwestię, podaję przykłady liryków bliźniaczych: „Radość pisania” Szymborskiej i „Pisanie” Herberta, „Fetysz płodności z paleolitu” i „Pan Cogito spotyka w Luwrze posążek Wielkiej Matki”, „Wielka liczba” i „Pan Cogito czyta gazetę”, „Głosy” i „Przemiany Liwiusza”, „Klasyk” i „Beethoven”, „Znieruchomienie” i „Izydora Duncan”, „Dusza Pana Cogito” i „Trochę o duszy”.

Nieczęsto ogłaszane, perfekcyjne, wycyzelowane tomy poetyckie Herberta i Szymborskiej były wydarzeniami literackimi. Warto pamiętać o tej wysokiej randze artystycznej, kiedy pojawia się pomysł porównywania. Musi bowiem istnieć pewność, że obcujemy ze zjawiskami równej wartości. Przy tym uchyliłbym pochopne pytanie, kto pierwszy z dwójki poetów wprowadził jakiś koncept słowny, nowe rozwiązanie kompozycyjne, temat czy problem zadany czytelnikowi. Kryteria (względnego) pierwszeństwa mają mniejsze znaczenie, niż integralny układ idei oraz form w obu odrębnych całościach poetyckich.
Oczywiście zarysowany tutaj projekt znacznie przekraczałby ramy pojedynczego szkicu, dlatego wybieram jedną z możliwości. Mianowicie pragnę przyjrzeć się kwestii dialogu z bytami przyrodniczymi, zmiennym obrazom natury, lekcjom odosobnienia człowieka w świecie. Inaczej mówiąc, interesować mnie będzie daremne marzenie, by – jak powiada Herbert – zamieszkać “w sercu rzeczy („Wersety panteisty”, SŚ 55). Problematyka ontologiczna i epistemologiczna, a także dywagacje o wartościach odgrywają tu istotną rolę. Nie sposób więc pominąć kilku uwag o stylu filozofowania dwojga porównywanych poetów.

Zbigniew Herbert eksponuje akty myślenia i poznawania, poświęca wiersze filozofom, nie stroni od pojęć i kategorii z tej dziedziny, przekłada przygody myśli na obrazy i anegdoty, a w ogóle jego poezja zasobna jest w filozoficzne aluzje. Można powiedzieć, iż Herbert – uczeń Henryka Elzenberga – zaprzyjaźniony jest z dziedzictwem filozofii, o czym świadczą groteska i humor poetycki. Jednakże poeta nie traci z pola widzenia moralnych pożytków, jakie płyną z filozofii [7] . Idee oraz twory czystej myśli w jego wierszach przechodzą próbę, bywa, że trywialnych, sytuacji życiowych, tak jak na przykład w wierszu „Pan Cogito a perła”. W takiej konfrontacji abstrakcje tracą swą moc przyciągania. Wtedy wycofują się zupełnie, gdy przychodzi rozważać kwestie choroby i bólu.

Inaczej postępuje Wisława Szymborska, która myli tropy, ukrywając ambicje filozoficzne. Dykcja poetycka ma wydać się naiwna, zapędy myślicielskie – mniej skomplikowane i subtelne, niż są w istocie. Stylistyka Szymborskiej nie żywi się pojęciami. Lepiej, by Heidegerowskie “nicościowanie nicości” przybierało postać nicowania tkaniny bytu, by metafora krawiecka oswajała fundamentalne pytania, a metafizyczne zdziwienie, że istniejemy otoczeni przez nicość, wyrażone zostało w słowach zwyczajnych („Nicość przenicowała się także i dla mnie…”) [8] . Oczywiście nowe zbitki frazeologiczne to specjalność omawianego warsztatu poetyckiego. Dajmy przykład najbardziej znany z wiersza „Szkielet jaszczura”: “niebo gwiaździste nad myślącą trzciną / prawo moralne w niej” (WW 24). Dopiero w późnych wierszach Szymborskiej zanika gra w fingowaną prostoduszność czy w udawane rozstanie się z lekturą filozofów. Wprost rozważa się niedostatki Bytu Idealnego, który musi się zadawać z niskim światem materii („Platon, czyli dlaczego”), z jawną pochwałą spotykają się pożytki filozofii („Okropny sen poety”), nie pojmowane jednak jako pocieszenie, lecz jako możliwość zadawania nierozstrzygalnych i niepokojących pytań, jako obszar niesłabnącego zdumienia światem.

Naśladowanie “snu kamienia” przez poetę jako metoda poznawcza w „Przypowieści” Herberta (z tomu „Hermes, pies i gwiazda”) ma otworzyć dostęp – choć na mgnienie – do tajemnicy wieczności, zapoznać ludzką istotę śmiertelną z inkarnacją niepojętego niezniszczalnego bytu [9] . Tak zaprojektowane marzenia wzięte zostają w ironiczny nawias:

śpiąc wierzy że on jeden
zgłębi tajemnicę istnienia
i że bez pomocy teologów
chwyci w spragnione usta wieczność
(HPiG 30)


Niewyobrażalna wieczność ma się objawić istocie cielesnej i przemijającej, stać się nawet – w niepojęty sposób – dostępna dla zmysłów. Nieapetyczny sen z otwartymi ustami zderzony został z obrazem komunii. Jednakże próba zdobycia ostatecznych wyjaśnień, z którego sacrum nie jest wyłączone, podejmowane zostaje z całym ryzykiem heretyckiego błądzenia. 

Kontemplacyjne znieruchomienie ma wyrażać koncentrację na istocie bytu. Wyłączony, a jednocześnie czujący poeta przypomina u Herberta pełną bólu kamienną rzeźbę. Wielka jest zaiste jego pycha (“on jeden” zmierzy się ze skrajnym wyzwaniem) i – wielkie zawiedzione pragnienie. Poeta w tym wierszu “śpiewa”, ale też cierpliwie milczy. Topos poety-ptaka zostaje obniżony, a sam ikoniczny znak przeradza się w karykaturę. Dramatyzm próby złagodzony zostaje poprzez wprowadzenie groteski i eliminację zwierzeń (mówi się tu w trzeciej gramatycznej osobie). W wierszu Przypowieść wielkie aspiracje poznawcze spotykają się z ludzką niedoskonałością, mierzoną wedle skali kamiennego trwania. Oczywiście ktoś musi pytać naiwnie i uporczywie o rzeczy pierwsze. Przeto nie sposób zdyskredytować “krzątaniny” poetów [10].
Zamach na niemożliwe inaczej został pomyślany w słynnej „Rozmowie z kamieniem” Wisławy Szymborskiej (z tomu „Sól”, 1962), w tym wierszu bowiem wnikanie z zaklęty świat wewnątrz kamienia, który kryje w sobie fundamentalne zagadki ontologiczne, polega na wytworzeniu iluzji dialogu. Kamień-rozmówca dezawuuje uzurpacje ludzkiego umysłu, kategorie językowe służące niby-porozumieniu nie mogą być uzgodnione, gdyż ich koherencja się rozpada. Istotny jest paradoks “elokwentnego milczenia”. Światy stają się nieprzenikalne, a monady, czyli człowiek i kamień, nie mogą się porozumieć. Można zatem odnieść wrażenie, iż poeci mówią o tym samym, konstruując inne sytuacje, sięgając po ironiczny, to znów współczujący monolog (Herbert), bądź po utrudniony, zacinający się dialog (Szymborska).

Jednakże o różnicy między tymi ujęciami decyduje, jak już wspomniałem, każdorazowo odmienne zaprojektowanie architektury sensów. I tak, kiedy „Przypowieść” przeczytamy łącznie z innymi utworami z tomu „Hermes, pies i gwiazda” (na przykład „Chciałbym opisać”, „Kołatka”, „Wybrańcy gwiazd”, „Pudełko zwane wyobraźnią”), to okaże się, iż Zbigniew Herbert zastanawia się głównie nad kształtami poznania poetyckiego, związkami z tak zwaną prawdziwą rzeczywistością, dwoistą rolą wyobraźni, która ustanawia wolność artysty i jednocześnie wiedzie na manowce dowolności, pragnie przedstawić istotę demiurgicznego gestu – koniecznego i ograniczonego zarazem, a także dokonać poetyckiej analizy przydatności symboli opisujących uświęcone i przeklęte posłannictwo artysty słowa. Przypomnijmy “nieustanną krzątaninę poety / wśród ptaków i kamieni” („Przypowieść”, HPiG 30).

Natomiast w tomie Szymborskiej „Sól” liryki z sąsiedztwa „Rozmowy z kamieniem” – „Woda”, „W rzece Heraklita”, „Notatka” wyraźniej jeszcze wydobywają wątek antropologiczny. Otóż istota obdarowana rozwiniętym umysłem, “wysferzyła się” z innych, starszych gatunków lub – jak przeczytamy w wierszu „Jaskinia” „wygłowiła się z pustki” (SP 56), z racji owego wyróżnienia musi stoczyć skazaną na klęskę samotną walkę o wyjawienie tajemnic bytu. Szymborską fascynują mikroświaty, takie jak kropla wody czy kamień, w których zawiera się całe istnienie, łącznie z pamięcią przemian ewolucji i zdarzeń historii. „Przypowieść” Herberta wpisuje się w refleksje o pisaniu – tworzeniu światów, ale też ustanawianiu wartości, Szymborska zaś eksponuje utopię poznawczą połączoną z namysłem nad antropogenezą. Herbert zabarwia groteską i rozbraja komizmem horacjański pięknie zrealizowany w Pieśni 24 „Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony” („Księgi wtóre”) Kochanowskiego topos poety-ptaka, Szymborska poprzez figurę niemożliwego, zaprzeczonego “śmiechu kamienia” delikatnie deprecjonuje “czystą ciekawość”, w jakiejś mierze spokrewnionej z Kantowskim “czystym rozumem”. W tym wierszu owa ciekawość sytuuje się na pograniczu aktu poznawczego i zwykłego wścibstwa. Po serii opisanych prób przeniknięcia do wnętrza kamienia okazuje się, że zmysły rozumiane jako forpoczty poznania nie mogą wypełnić swojej roli (jak pamiętamy, człowiekowi brakuje “zmysłu udziału”).

Może bliższy „Rozmowie z kamieniem” byłby wiersz Herberta „Kamyk” z tomu „Studium przedmiotu”? Wprawdzie kamienna nieruchomość i doskonała tożsamość nas zawstydzają, bo przez konfrontację z kamieniem zdemaskowane zostają nasze gry, stany niepewności, instynkty, ponad miarę zakrojone ambicje, może też fałszywa dobroć i zmistyfikowane rozumienie rzeczy, to jednak Herbertowi raczej chodzi o osąd moralny, a Szymborskiej o wskazanie sytuacji obcości umysłu poznającego. Wspólne wydają się ironia oraz empatia. W chłodnej perspektywie – doprowadzonego do okrucieństwa – obiektywizmu potęga ludzkich władz poznawczych wydaje się bardzo mizerna. Kamień to rozmówca, który się nie wzrusza, spowiednik, który nie rozgrzesza. Do tego jeszcze posługuje się nie-ludzkim milczeniem. Kamień jest zapewne doskonały, ale taki ideał nie przydaje się na nic, gdyż ten kształt doskonałości jest chłodny i martwy [11]. Jak pisze Zbigniew Herbert:

Kamyki nie dają się oswoić
Do końca będą na nas patrzeć
Okiem spokojnym bardzo jasnym
(„Kamyk”, SPrz 59)



By opisać kamień, poeta używa tautologii (kamień bowiem jest “wypełniony dokładnie / kamiennym sensem”, SPrz 59) oraz negacji (zapach kamienia “niczego nie przypomina /niczego nie płoszy / nie budzi pożądania”, SPrz 59). Innych miar, znanych umysłowi ludzkiemu, nie da się tutaj użyć. Kamień nie bierze udziału w lekkomyślnej grze zmysłów. Zatem przeniknięcie granicy między światem ludzkim a niepojętym kamieniem nie może się udać. Zbigniew Herbert tworzy tutaj szczególne porównanie ludzkich aspiracji z tym, co niemożliwe. Ten “piękny wiersz, będący hymnem do kamiennej, spokojnej, suwerennej obecności” [12] , kwestionuje zbyt oderwane, nadmiernie uduchowione dążenia, wskazuje powrót do rzeczywistości przedmiotowej, obrazowo wykłada marzenie o trwałej podstawie dla zmiennej natury człowieka.

Przekreślenie poszukiwanego przez intelekt i wyobraźnię ontologicznego powinowactwa u Szymborskiej naprowadza na relacje między ograniczonym czasem ludzkiego życia a wiecznym trwaniem, wskazuje też sprzeczność między ruchem myśli i wyobraźni a nieruchomością przedmiotu, konfrontuje przypisaną nam zmienność ról z nieporuszoną (wciąż taką samą) formą właściwą kamieniom:

Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie.
– Nie mam drzwi – mówi kamień.
(„Rozmowa z kamieniem”, S 58)


Dodać należy, iż w poezji Herberta symbolika kamienia ulega zmianom, ewoluuje. W wierszu „Uprawa filozofii” wysublimowane idee i twory czystej myśli stają się przedmiotem osobliwych eksperymentów. Polegają one na próbach zakorzenienia abstrakcyjnych teorii – w konkrecie (na taką ekstrawagancję poezja może sobie pozwolić), albo na odwrót, na eliminowaniu zmysłowego doświadczenia, żeby zrozumieć słowo “byt”, , słowo “twarde i bezbarwne”. W wierszu Herberta „Biały kamień” mówi się już otwarcie o doświadczeniu śmierci. Kamienny kształt nieobecności, doskonały, lecz niezrozumiały, jawi się jako coś obcego – po wyzbyciu się przez człowieka wrażeń zmysłowych i ciemnych namiętności. Tutaj o zapoczątkowanym i uchylanym procesie (śmierć jest przeczuwalna, ale jeszcze nie atakuje) opowiada się w języku osamotnionego ciała [13]. W liryku „Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela” bezład zwłok poeta przeciwstawia formie kamiennej figury – nieporuszonej, “godnej”, pozbawionej gwałtownej ekspresji, czyli takiej , którą estetycznie można zaakceptować. Jednakże rozmija się to z działaniem wyobraźni współczującej. Natomiast w „Poczuciu tożsamości” (z tomu „Pan Cogito”) Herbert prowadzi przewrotną grę z własnymi wyobrażeniami, mianowicie zaprzecza przeświadczeniu, że kamień najlepiej reprezentuje “ideę niezmienności”. Przeciwnie, teraz istota ludzka uczy się od kamienia sztuki mimikry, czyli tego, jak nie być sobą w świecie potężnych żywiołów.

Kolekcja minerałów u Szymborskiej jest o wiele skromniejsza. W liryku „Przylot” kamień, jako twór najstarszy, tożsamy z sobą, zamknięty, staje się pogardliwym świadkiem szaleństw natury w sezonach pór roku skazującej na śmierć całe pokolenia ptaków. Tautologiczny “kamień z kamienia”, prześmiewca ludzkich wzruszeń, zwycięzca w turnieju trwałości: “w swój archaiczny i prostacki sposób / patrzy na życie jak na odrzucane próby” („Przylot”, SP 44). Natomiast w wierszu Szymborskiej „Notatka” napotykamy kamień z mało widoczną rysą – nie wiadomo, czy śladem ludzkiej ręki. Być może od tego kamienia przeskoczyła iskra do gwiazd, a zdolność umysłu do porównań lub też możliwość posługiwania się wyobraźnią zapoczątkowała historię człowieka. W spisywaniu niezmierzonego inwentarza rzeczy, jakimi obdarza nas świat, skromny udział ma kamień szlachetny “beryl” („Urodziny”), równie cenny i trudny do przeniknięcia, jak wszystko inne. Jeszcze okrucieństwo paradoksalnego czasu, który może udzielić człowiekowi jednego błysku istnienia – sekundy życia, wypowiada się najlepiej w “kamiennej grece” („Bagaż powrotny”, C 37).

Na sporządzeniu protokołu literackich rozbieżności i rejestrze obszarów wspólnych moglibyśmy poprzestać, gdyby nie istna inwazja petrografii w poezji polskiej po roku 1956. Różnorodność filozoficznych medytacji związanych z kamieniami w polskiej poezji (m. in. u Kamieńskiej, Krynickiego, Szubera), ale jest imponująca, także uderza wielość znaczeń tego motywu. Te rozważania zapewne biorą początek w wyobrażeniach alchemicznych, wiążą się z romantycznym marzeniem o “kosmicznej jedności świata i duchowej tożsamości wszelkiego bytu” [14], ale prowadzą do konstatacji dotyczącej odrębnego usytuowania człowieka w świecie, które jest uprzywilejowane i zarazem dramatycznie samotne. Dialog z kamiennym zamkniętym światem natury jest niemożliwy. To raczej człowiek dowiaduje się o własnych ograniczeniach. Trzy wizje takiego przerywanego niemożliwego dialogu najmocniej ugruntowały się w świadomości współczesnych odbiorców poezji w Polsce: seria wierszy Herberta (najbardziej popularna są chyba „Kamyk” i „Przypowieść”), „Rozmowa z kamieniem” Szymborskiej oraz cykl „Pieśni wędrowca” Aleksandra Wata.

W wierszach Szymborskiej i Herberta daremna próba odczytania Księgi Natury ujawnia utopijność takiego zamiaru, a ruch wyobraźni w stronę przeniknięcia całego istnienia każe powrócić do osobnej ludzkiej egzystencji, wydanej na cierpienie i śmierć, a w zakresie poznania – na niepewność i pomyłki. Lekcja nierozumienia natury okazuje się bardzo pouczająca, bowiem w tych wierszach nieodwołalnie odosobniona pozycja człowieka każe przyjąć heroizm bycia w świecie, otwarcie na wartości – pomimo zagrożeń przez nicość, bezsens, rozpacz.

PRZYPISY:


[1] J. Kwiatkowski, „Poeci złotego środka”, w tegoż: „Notatki o poezji i krytyce”, Kraków 1975, s. 67.
[2] Zob. A. Legeżyńska, [wypowiedź w dyskusji:] „Intertekstualność w badaniach porównawczych” (sesja czwarta), w: „Badania porównawcze. Dyskusja o metodzie. Radziejowice 6-8 lutego 1997”, red. A. Nowicka-Jeżowa, Izabelin 1998, s. 141-143.
[3] W tej pracy przyjmuję takie oznaczenia lokalizacji cytatów z poezji Wisławy Szymborskiej: C – „Chwila”, Kraków 2002; S – „Sól”, Warszawa 1962; SP – „Sto pociech”, Warszawa 1967; WW – „Wszelki wypadek”, Warszawa 1975 – i Zbigniewa Herberta: HPiG – „Hermes, pies i gwiazda” – Wrocław 1997; SPrz – „Studium przedmiotu”, Wrocław 1997; SŚ – „Struna światła”, Wrocław 1994.
[4] Zob. S. Barańczak, „Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta”, Londyn 1984, s. 81 i n.
[5] A. Stankowska, „Kształt wyobraźni. Z dziejów sporu o “wizję” i “równanie””, Kraków 1998, s. 46 i n.; s. 166 i n.
[6] T. Burek, „Herbert – linia wierności”, w tegoż: „Żadnych marzeń”, Londyn 1987, s. 235.
[7] Zob. K. Dedecius, „Uprawa filozofii. Zbigniew Herbert w poszukiwaniu tożsamości”, w: „Poznawanie Herberta”, wybór i wstęp A. Franaszek, Kraków 1998, s. 140.
[8] Piszę o tym dokładniej w książce: „O poezji Wisławy Szymborskiej. Świat w stanie korekty”, Kraków 2002, s. 105-107; 143.
[9] Wiersze te zestawia Jerzy Kwiatkowski, „Imiona prostoty”, w tegoż: „Klucze do wyobraźni”, Kraków 1973, s. 372. Krytyk zastrzega się, iż “kamienne” obsesje Herberta nie miały bezpośredniego wpływu na Szymborską.
[10] J. Błoński pisał, iż “Herbert po to poniża nosiciela wartości, aby wywyższyć wartość” („Tradycja ironia i głębsze znaczenie”, w tegoż: „Romans z tekstem”, Kraków 1981, s. 72).
[11] Por. M. Adamiec, „…Pomnik trochę niezupełny…”. Rzecz o apokryfach w poezji Zbigniewa Herberta”, Gdańsk 1996, s. 144-145.
[12] A. Zagajewski, „Obrona żarliwości” (esej tytułowy), Kraków 2003, s. 15.
[13] Zob. P. Czapliński, „Śmierć, czyli o niedoskonałości”, w: „Poznawanie Herberta”…, s. 293; 297.
[14] A. Nasiłowska, „Kamienie”. “Twórczość” 1991 nr 3, s. 74.
**

Komentarze

Popularne posty za ostatni miesiąc

Wojciech Gutowski, „Ściany” Zbigniewa Herberta

Wojciech Gutowski „Ściany” Zbigniewa Herberta Wojciech Gutowski W kręgu Herbertowskiej przestrzennej symboliki egzystencji Kilka myśli z powodu prozy poetyckiej „Ściany” „Ściany” [1] są utworem wartym uwagi choćby dlatego, że przełamują pewne ustalone style lektury symboliki spacjalnej w twórczości „Pana Cogito”. Wskazują, iż poczucie bezdomności [2] Herbertowskiego bohatera jest zakorzenione w najbardziej uniwersalnym obrazie statusu jego egzystencji, przedstawionym more geometrico [3]. Pamiętajmy, że w tej poezji również śmierć nadaje życiu najprostszy kształt, wpisuje je w jakby najdoskonalszą figurę prostoty: kiedy linia życia układa się posłusznie jak płaski horyzont jak struna po koncercie. („Ostatnie słowa”, UR) [4] W omawianym utworze poczucie naturalnej likwidacji przestrzennego dominium Istniejącego nie jest tylko jednostkowym (ani tym mniej – subiektywnym) doświadczeniem, stanowi niezbywalny atrybut bycia. Poeta, mówiąc najprośc...

Wojciech Ligęza | O kilku wizerunkach Boga w polskiej poezji współczesnej

Wojciech Ligęza Bezimienny, niewidzialny, milczący O kilku wizerunkach Boga w polskiej poezji współczesnej Prof. Wojciech Ligęza Uniwersytet Jagielloński fot. JMR Jak portretować niewidzialne, jak opisywać niewyrażalne? Mówić o czymś, co znajduje się poza granicami mowy? Przekroczyć niemożliwe, zbliżyć się do przedmiotu, który wymyka się ludzkiemu rozumieniu, albo dać wyraz temu, co doświadczane wewnętrznie, godząc się na nieostre przybliżenia. Czy raczej podkreślać, iż wizerunki Boga sporządzone przy pomocy słów są niemożliwe, wydobywać na plan pierwszy sprzeczności, przekreślać osiągnięte rezultaty i nieustannie posługiwać się negacją. Istnieje też możliwość pseudonimowania, kreacji prowizorycznych i kalekich, mylenia tropów tak, by Imię nie zostało wypowiedziane, albo pojawiał się w tekście jakiś “On” – daleki i nieprzenikniony.  Poeci korzystają z ikonograficznej tradycji i w tym odniesieniu do sztuki niejako oswajają bezpośrednie wyznania. C...

Józef Maria Ruszar | Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta

Józef Maria Ruszar Lekcja łaciny Zbigniewa Herberta cz. 01 Wspomnienie, przeżycie i oczytanie. Konstrukcja eseju „Lekcja łaciny” Część I Rzymska virtus. Przymierze z dzielnością w „Lekcji łaciny” W „Lekcji łaciny” (LNM) mamy do czynienia z trzema elementami konstrukcyjnymi: wspomnieniem szkolnym, osobistą relacją z podróży oraz przedstawieniem historii wzrostu i upadku Imperium Romanum na przykładzie dziejów jednej prowincji, Brytanii. Trzej narratorzy: Herbert – uczeń, Herbert – podróżnik i Herbert – badacz dziejów (amator) opowiadają o niezwykłym trwaniu rzymskiego dziedzictwa w łacińskiej Europie. Wszystkie trzy elementy narracji i wcielenia narratora mają na celu uwiarygodnienie tezy o… właśnie, jaka jest teza eseju? Na czym polega „lekcja łaciny”, bo przecież słowo „lekcja” ma tu podwójne – dosłowne i metaforyczne – znaczenie? Odłóżmy odpowiedź na koniec rozważań, w tym miejscu odnotujmy tylko, że autor „Lekcji łaciny” usunął duży fragment tekstu ...